Co roku przed listopadowym świętem dziewczęta z MOW oferują swoją pomoc. Czekają na nie zapomniane groby, ale i ci, dla których cmentarne porządki są już za trudne.
Pani Aniela już pół godziny wcześniej zaczyna wypatrywać wolontariuszek. Wkrótce potem swoją chęć skorzystania z ich usług zgłasza kolejna kobieta. Z każdym rokiem przybywa zainteresowanych ofertą dziewcząt z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. Kiedy grupa dziewcząt zjawia się w umówionym miejscu przy salezjańskich grobach (o które też zadbają) od razu może ruszać do działania.
- Na cmentarz przychodzimy od 10 lat. Zaczynałyśmy od kwatery dziecięcej. Wyszukiwałyśmy najstarsze groby, takie po których widać było, że nie ma już nikogo z bliskich, kto mógłby się nimi zająć. Z czasem przyszło nam do głowy, że spotykamy na cmentarzu sporo osób starszych, którym brakuje siły, więc mogłybyśmy zaoferować im swoją pomoc - tłumaczy Dorota Baczyńska, pedagog, która opiekuje się Kołem Wolontariatu działającym w czaplineckim MOW-ie.
Z roku na rok coraz śmielej i coraz częściej zgłaszają się chętni do skorzystania z energii i zapału młodej ekipy sprzątającej.
- Ja już nawet nie mogę się schylić, żeby znicz zapalić, bo kręci mi się w głowie, od razu się przewracam. Ta pomoc dziewczynek jest jak dar nieba - pani Aniela nie może się nachwalić wolontariuszek uwijających się przy jej trzech grobach.
Dziesiątka dziewcząt w różnych częściach nekropolii wyrzuca zużyte znicze, myje nagrobki, wyrywa chwasty i grabi przylegające do mogił ścieżki. Po południu zastąpi je druga grupa. Potem wrócą na cmentarz jeszcze raz, za tydzień. Pracy nie brakuje. Nie brakuje jednak i wzruszeń.
– Dziewczyny odmalowały napisy na grobie dziecka, które zmarło trzydzieści czy czterdzieści lat temu. Obok, na ławeczce siedział tata, wiekowy już pan. Był bardzo wzruszony, ale i dziewczyny bardzo to dotknęło. Wzruszają się wzruszeniem tych, którym pomagają – opowiada o jednym z takich momentów pani Dorota.
- To ważne, żeby pokazać dziewczętom, że nie wszystko da się wycenić. Że można robić rzeczy, za które nie dostanie się pieniędzy, ale wcale się nic nie traci. Przeciwnie, bardzo się zyskuje. Choćby poczucie, że było się komuś potrzebnym – dodaje pedagog.
Choć mają niewiele lat, wolontariuszki z MOW najczęściej obarczone są ogromnym bagażem doświadczeń, negatywnych przeżyć, przerastających ich nastoletnie głowy spraw. Dzięki wolontariatowi uczą się właściwych zachowań społecznych, życzliwości, bezinteresowności.
- Jedna pani koniecznie chciała nam dać pieniądze. Nie chciałyśmy, więc położyła 10 złotych na nagrobku i szybko odeszła. Za bardzo nie wiedziałyśmy, co mamy zrobić, ale pomyślałyśmy, że kupimy za to znicze i zapalimy na tym grobie – opowiada Nadia, dla której to druga akcja na czaplineckim cmentarzu.
Jej koleżanek z krótszym stażem w ośrodku też nie trzeba było specjalnie namawiać. Możliwość urwania się z lekcji to zawsze bonus, ale opuszczone tematy nawet wolontariuszki muszą nadrobić. Mimo to Amelka i Ola od razu zgłosiły się do akcji.
– Bo chcemy pomagać – tłumaczą nieco stremowane pytaniem dziewczyny.
– W tamtym roku nie byłam w wolontariacie. Musiałam do tego dorosnąć, więcej zrozumieć, poukładać sobie w głowie – przyznaje Amelka. Teraz już wie, że warto. – To, że ktoś czeka na nasza pomoc ma duże znaczenie. Fajnie zrobić coś dobrego – dodaje nastolatka nim ruszy porządkować kolejne mogiły.
Niedaleko bramy działa inna dwójka wolontariuszek.
- Widać różnicę? – pytają starszą panią, która zatrzymała się przy właśnie wysprzątanym przez nie grobie. Nie ma co ukrywać, że wdzięczność kobiety sprawia im radość, ale nie o podziękowania przecież chodzi, więc z równie dużym zapałem zajmują się dwoma grobami z ostatnich wojennych miesięcy, do których już nikt nie przychodzi.
– Jest satysfakcja, że zrobiło się coś dobrego – mówią.