W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego swoją premierę miał film opowiadający historię jednej z ofiar pacyfikacji kopalni Wujek.
Był wysoki, wysportowany. Lubił pływać, pracował jako ratownik na plaży, chciał się żenić. W wieku 19 lat wyjechał z Koszalina do Katowic. Do pracy w „Wujku”. Dwa lata później został najmłodszą ofiarą pacyfikacji strajkującej załogi kopalni. Ale fabularno-dokumentalny obraz koszalińskich filmowców to nie tylko opowieść o Janku Stawisińskim. To także próba pokazania, jakie ślady dramatyczna historia PRL zostawiła na rodzinie, przyjaciołach, sąsiadach. Za produkcję odpowiada Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „Gryf" i Studio Jart. – Chcieliśmy pokazać tę opowieść kompleksowo. Historia Janka jest złożona, odcisnęła swoje piękno na członkach rodziny i nie skończyła się wraz z jego śmiercią – przyznaje Marcin Maślanka, który razem z Arkiem Paterem stworzył film.
To kolejny fabularyzowany dokument przygotowany przez zgrany tandem rekonstruktorsko-filmowy. Dotychczas jednak pasjonaci historii opowiadali o bohaterach II wojny światowej i podziemia niepodległościowego. Tym razem zmierzyli się z zupełnie inną epoką i innymi emocjami.
– Od tych wydarzeń minęło 40, nie 70 lat. Naszymi pytaniami otwieraliśmy rany, które dopiero co się zabliźniły. Zmierzenie się z tymi emocjami nie było łatwe. Zaskoczyło nas, że dla niektórych są one nadal tak mocne, że nie chcieli się wypowiadać do kamery. Dla nas też było to emocjonalne wyzwanie – nie ukrywa M. Maślanka, który stworzył scenariusz. Wspierał go w tym zadaniu Tomasz Ogonowski, dramaturg Bałtyckiego Teatru Dramatycznego.
Profesjonaliści z BTD pojawili się też na planie filmowym, wpierając amatorów. Przejmującą rolę walczącej najpierw o syna, potem pamięć o nim matki, stworzyła Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska. Główną rolę zagrał Michał Mróz, uczeń koszalińskiego Elektronika. Tego samego, w którym uczył się jego bohater.
W rolę Janka wcielił się Michał Mróz, podobnie, jak jego bohater - uczeń koszalińskiego Elektronika. SRH GryfZdjęcia powstawały m.in. w Koszalinie, w Bornem Sulinowie i na Śląsku, gdzie projekt koszalińskich filmowców spotkał się z dużą życzliwością.
Z życzliwością i ze wzruszeniem obraz odebrali też widzowie premierowego pokazu w kinie Kryterium. Marcin Maślanka podkreśla, że najważniejsze jest, by kolejne pokolenia poznały trudną historię stanu wojennego i pamiętały o Janku Stawisińskim.
– Zagadywałem od dwóch lat, żebyśmy zrobili film o Janku. Arek sceptycznie gasił: nie jesteśmy gotowi ani sprzętowo, ani warsztatowo, to nie nasza epoka. Czuliśmy jednak, że trzeba tę historię znów opowiedzieć i zrobić to tutaj, w Koszalinie – mówi.
– Kiedy była walka o ulicę imienia Janka Stawisińskiego, kiedy pojawił się pomnik, dopóki żyła pani Janina, która walczyła o pamięć syna, temat był obecny w świadomości mieszkańców. Teraz znika, odchodzi razem z tymi, którzy Janka znali. Mówią o tym też bohaterowie naszego filmu: na cmentarzu czy przy pomniku pojawia się już tylko garstka, często „z urzędu”. Nawet wstyd przed delegacją przyjeżdżająca co roku ze Śląska – dodaje rekonstruktor z „Gryfa”.
Krwawy bilans pacyfikacji strajkującej załogi kopalni Wujek przeprowadzonej przez ZOMO i wojsko 16 grudnia 1981 roku to dziewięć ofiar śmiertelnych i kilkudziesięciu rannych. Koszalinian Jan Stawisiński był jedną z najmłodszych ofiar. Postrzelony w głowę zmarł 25 stycznia 1982 r. Cztery dni później został pochowany na koszalińskim cmentarzu. Pogrzeb odbył się przy obstawie SB i milicji. Przez lata jego matka Janina walczyła o upamiętnienie syna i ukaranie winnych.
Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia zapadł w 2008 roku, po 15 latach procesu. Przywódcy PZPR ostatecznie nie odpowiedzieli karnie.
Film „Janek z kopalni Wujek – górnik z Koszalina”, podobnie jak wcześniejsze produkcje stowarzyszenia „Gryf" i Studia Jart, będzie dostępny bezpłatnie w internecie.