To więcej niż tylko kurs techniki. To podejście z Maryją pod krzyż, żeby kontemplować oblicze cierpiącego Jezusa - mówią adepci ikonopisarstwa ze Skrzatusza.
Mimo późnego wieczoru czternaście kursantek pracowicie pochyla się nad deskami. Tu czas biegnie zupełnie inaczej.
- Ja znowu nie wiem, jaki jest dzień tygodnia. Wyrywamy się z tego pędzącego świata i wpadamy w inny czas. Kiedy mówię, że idziemy na obiad, wszyscy się dziwią: „Ale jak to, dopiero co było śniadanie” - przyznaje ze śmiechem Iwona Wszółkowska.
Ustecka ikonopisarka po ubiegłorocznym sukcesie warsztatów znów zaprosiła kursantów do diecezjalnego sanktuarium. To więcej niż ćwiczenia nad techniką.
- Ćwiczymy nie tyle warsztat, co duszę. Stoimy pod krzyżem z Maryją i kontemplujemy oblicze cierpiącego Jezusa - kiwa głową.
Pomagają w tym głoszone przez ks. Wojciecha Kolarza konferencje. Rekolekcjonista jest także adeptem ikonopisania. Dzień wypełnia praca i modlitwa. Trwanie przed Najświętszym Sakramentem i słuchanie konferencji przeplata się z mieszaniem pigmentów.
- Tylko raz zgodziłam się poprowadzić warsztaty pozbawione tego duchowego aspektu i nigdy więcej tego nie zrobię. Nie ma porównania ani dla mnie, ani dla uczestników - mówi Iwona Wszółkowska.
Uczestnicy przyznają, że pomocą jest również wyjątkowość miejsca, w którym odbywają się warsztaty. Dorota, żeby tu być, przyjechała z drugiego końca Polski.
- Jadąc w ubiegłym roku na ślub kuzyna do Piły, miałam zamiar odwiedzić Skrzatusz, o którym mi opowiadano. I kiedy ostatecznie zabrakło czasu, byłam mocno rozczarowana. Potem cały czas mi ten Skrzatusz siedział w głowie, więc zaczęłam szukać rekolekcji, na które mogę przyjechać. I wtedy trafiłam na te warsztaty - opowiada młoda krakowianka.
Ze śmiechem przyznaje, że Pan Bóg zrekompensował jej ubiegłoroczne rozczarowanie. - Nie odkryłabym, że w taki sposób także można się modlić. To dla mnie nowa droga budowania relacji z Bogiem. Jak zawsze dostałam więcej, niż prosiłam - mówi zachwycona nową umiejętnością i Skrzatuszem.