Gdy setki tysięcy pielgrzymów odliczają dni do Światowych Dni Młodzieży, w Lizbonie sztab ludzi dopina na ostatni guzik przygotowania do ich przyjęcia. Wśród nich jest też „nasz człowiek”.
Kołobrzeżanin Bartosz Placak od blisko dekady jest zaangażowany w organizowanie jednego z największych wydarzeń odbywających się na świecie. Jak przyznaje, to jego wielka pielgrzymka wiary.
Portugalska specyfika
Nie tak łatwo umówić nam się na rozmowę. Im bliżej terminu spotkania, tym grafik Bartosza jest bardziej napięty. Do tego dochodzą jeszcze portugalskie zwyczaje, które znacznie naciągają czas aktywności zawodowej. – Bardzo lubię kulturę portugalską, ale jej specyfika bywa dla mnie trudna. Spotkania rozpoczynające się o godzinie 21, a kończące w okolicach północy, w obcym języku, są zabójcze – przyznaje ze śmiechem Bartosz, „nasz człowiek” w lizbońskim komitecie organizacyjnym ŚDM. Od października, gdy rozpoczął swoją służbę w stolicy Portugalii, zdążył się już nieco przyzwyczaić do tak egzotycznego dla Europejczyka z północy kontynentu trybu życia, ale nadal bywa to problematyczne.
– Portugalczyk zaczyna i kończy pracę zwykle później niż Polak. W ciągu dnia ma godzinę lunchu, która nie wlicza się w czas pracy. Kończy koło 19, wraca do domu i przygotowuje kolację dla rodziny. I dopiero po zjedzeniu tego najważniejszego, rodzinnego posiłku może się wybrać na spotkanie na przykład grupy parafialnej. W polskich realiach spotkanie o godz. 21.30 jest niewyobrażalne, a tutaj całkowicie normalne. Mnie głowa opada, a oni prowadza gorącą dyskusję – tłumaczy, gdy w końcu udaje nam się porozmawiać przez internet. Dodaje też, że tym bardziej podziwia wszystkich Portugalczyków, którzy z takim zapałem, nie szczędząc sił i czasu, angażują się w przygotowania ŚDM.
Przygotowania
Wydarzenie, w którym weźmie udział papież Franciszek, potrwa w stolicy Portugalii od 1 do 6 sierpnia pod hasłem „Maryja wstała i poszła z pośpiechem”. Na sukces tego wydarzenia, także z niemałym pośpiechem, od kilkunastu miesięcy pracuje rzesza ludzi. Tylko w siedzibie komitetu organizacyjnego w Lizbonie jest ich średnio 150−200. – Im bliżej terminu spotkania, tym więcej. Ja już przestałem to kontrolować. Jeśli doliczymy do tego ludzi, którzy mogą angażować się po godzinach, biorą udział w spotkaniach w siedzibie czy online, to będzie nas około 600 osób. Do tego należy doliczyć diecezjalne i parafialne komitety organizacyjne, komitety zakonów i instytutów życia konsekrowanego. To potężna struktura, powiązana ze sobą na różne sposoby – opowiada pochodzący z Kołobrzegu wolontariusz. Do jego zadań należy informowanie Portugalii i świata, jak ważnym, cennym i potrzebnym wydarzeniem są Światowe Dni Młodzieży.
Razem z koleżanką są odpowiedzialni za kontakty z episkopatami Ameryki Łacińskiej, Morza Karaibskiego i Kanady. – Kontaktujemy się z delegatami do spraw młodzieży i odpowiadamy na wszelkie ich pytania, ale przede wszystkim budujemy relacje. Nie jesteśmy „instytucją”, w której jedyną akceptowalną formą kontaktu jest e-mail, ale staramy się lepiej poznawać, rozmawiać online, słuchać o rzeczywistości Kościoła w danym kraju, o potrzebach i zainteresowaniach młodych wiernych. Efektem takich rozmów ma być wiedza o tym, jak personalizować komunikat dla danego kraju. Jednocześnie cały czas towarzyszymy w przygotowaniu wyjazdu grup, a trzeba pamiętać, że grupy organizowane przez konferencje episkopatów są najliczniejsze. Im więcej osób, tym więcej problemów i trudności może się pojawić – referuje krótko, co należy do jego codziennych obowiązków. A te, nie ma co ukrywać, mocno odbiegają od tego, czym zwykle zajmuje się geolog.
Spotkanie z papieżem
Dla Bartosza przygoda z ŚDM zaczęła się od zainteresowania… Pismem Świętym. Po blisko dekadzie przyznaje, że była to niejako odpowiedź na żywe słowo Boże, które zaczął zgłębiać. – Kiedy przyjechałem na studia do Krakowa, zacząłem szukać jakiejś grupy, żeby pogłębić lekturę Pisma Świętego. Spotkania biblijne w duszpasterstwie akademickim Beczka popchnęły mnie do działania. Uznałem, że skoro mam talenty organizacyjne, mógłbym je jakoś spożytkować. Do ŚDM w Krakowie były wtedy jeszcze dwa lata, więc wiele spraw było na poziomie koncepcyjnym, a nie operacyjnym, ale udało się dotrzeć do departamentu wolontariatu – opowiada. Studia nie pozwalały mu wówczas na pełnowymiarową pracę w komitecie, ale poświęcał swój wolny czas, angażując się w lokalne akcje czy kręcenie promocyjnych spotów.
Do Panamy pojechał dwa miesiące po obronie pracy dyplomowej. Na drugiej półkuli spędził rok. – Już w Krakowie dokonałem odkrycia. Wydawało mi się, że to ja daję dużo od siebie Światowym Dniom Młodzieży, tymczasem okazało się, że otrzymałem w zamian znacznie więcej – przyznaje. On i jego przyjaciele z komitetów organizacyjnych przeżywają wydarzenie inaczej niż pielgrzymi i na długo wcześniej niż oni pojawiają się w wybranym miejscu. – Z naszej perspektywy, czyli trybików, od których zależy, żeby mechanizm ŚDM bezawaryjnie zadziałał, całe wydarzenie wygląda oczywiście zupełnie inaczej, niż z perspektywy pielgrzyma. Ale także doświadczamy chwil szczególnych: pogłębienia relacji z Panem Bogiem, również poprzez spotkania z drugim człowiekiem – zauważa. Kulminacyjnym momentem spędzonego w Panamie czasu była z pewnością rozmowa z papieżem Franciszkiem. To jego komitet organizacyjny wybrał, by reprezentując wolontariuszy z całego świata, złożył przed papieżem świadectwo. – Ludzie do dzisiaj pytają, czy się stresowałem, czy było to trudne. A ja przez cały ten dzień, od samego rana, miałem wielki pokój w sercu. Do ostatniej chwili. Dopiero kiedy papież odniósł się do moich słów, podkreślając rolę wolontariuszy, kiedy mówił o odwadze i służbie, może nie tyle pokój zaczął się kruszyć, co ciało. Ogarnęło mnie wielkie wzruszenie – nie ukrywa kołobrzeżanin.
Sianie i zbieranie
Rozmawiamy więc o owocach. Zbierają je nie tylko uczestnicy spotkań z papieżem. Także ci, którzy ciężko pracują, żeby je przygotować, doświadczają, jak bardzo wydarzenie może zmienić ich samych, ich wspólnoty, a nawet cały lokalny Kościół. – Rozmawiając z osobami zaangażowanymi w lokalne komitety, słyszę, że przygotowania zmieniły zupełnie mentalność diecezjalną. Do tej pory portugalskie diecezje charakteryzowały się dużą odrębnością i indywidualnością. Nie było chęci ani potrzeby kontaktów czy inicjatyw międzydiecezjalnych. Przygotowania do ŚDM niejako zobligowały wszystkich do współpracy. A teraz słyszę od ludzi z diecezji, jak bardzo ich to otworzyło, wyzwoliło chęć podejmowania wspólnych przedsięwzięć, koordynowania wydarzeń – dzieli się spostrzeżeniami Bartosz.
On też zbiera owoce ziarna, które Bóg zasiał w nim w 2014 roku. – Kiedy oglądam się wstecz, widzę przemianę w moim życiu. To nie tylko kilka dni samych wydarzeń ŚDM na to wpłynęło, ale lata zaangażowania się w to wielkie przedsięwzięcie. Podobne doświadczenia mają również inni wolontariusze – przyznaje, sięgając pamięcią do Krakowa i Panamy. Bycie częścią tak wielkiego wydarzenia, jakim są spotkania młodych z całego świata z papieżem, to wielka satysfakcja i wspaniała przygoda, choć nie da się ukryć – niezmiernie absorbująca. − Dla mnie to czas ustalania i ugruntowywania w sobie pewnych spraw. Z bólem serca, ale i z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu przyznaję, że w takiej formie to chyba moje ostatnie ŚDM – mówi kołobrzeżanin. Zaraz jednak dodaje ze śmiechem: − Choć kto wie, przecież Pan Bóg lubi niespodzianki.
Świadectwo
Żeby były owoce, potrzebne jest ziarno. Rozmawiamy więc o świadectwie. – Mój kolega z komitetu ładnie to ujął, że Kraków był czasem mojego zaangażowania w Kościół, Panama – budowania relacji z Bogiem i poznawania Go bliżej, a Lizbona – czasem świadectwa. Coś w tym jest, bo rzeczywiście teraz często dzielę się doświadczeniami, także pielgrzymki duchowej, którą przeszedłem podczas organizowania ŚDM. I cieszę się, kiedy słuchający znajdują w nim coś, co ich pcha do działania – przyznaje Bartosz. Wydarzenie, które odbędzie się za dwa miesiące w Lizbonie, bez wątpienia będzie wielkim świadectwem dla Portugalii i świata. − Potrzebujemy być światłem, które nie jest schowane pod korcem, i solą, która nie traci smaku. Potrzebuje tego Kościół, Portugalia, każdy z nas. Takiego codziennego odkrywania, jak wiele w nas słabości, ale nie po to, by się tym zadręczać, tylko by jeszcze mocniej uwierzyć Bogu, że On jest naszą pomocą – wyjaśnia i dodaje: − Świadectwo rodzi się z zaufania, a zaufanie jest kluczem do zaproszenie Pana do naszego życia.•