Przez jedenaście dni nie tylko słuchają, ale też odkrywają swoją kreatywność i zmagają się z ograniczeniami, które mogą być przeszkodą w skutecznym głoszeniu Dobrej Nowiny. W Koszalinie trwa kurs Paweł.
Jest to najdłuższy, bo 11-dniowy kurs Szkoły Nowej Ewangelizacji. Uczestnicy poznają szeroki zakres wiedzy i otrzymują wiele materiałów, ale także przestrzeń do zmierzenia się w praktyce z blaskami i cieniami głoszenia Dobrej Nowiny.
– Trochę jak na poligonie. Ćwiczymy różne sytuacje, które mogę się pojawić na polu walki – przyznaje z uśmiechem ks. Rafał Jarosiewicz, szef koszalińskiej SNE. – Stwarzamy kontrolowaną przestrzeń, w której trzeba zmierzyć się na przykład z odrzuceniem czy wzgardą. Nie tylko nie dać się przewrócić nieprzychylnemu wiatrowi, ale nawet wykorzystać go, żeby wiał w nasze żagle. Trudności nie muszą nas pokonywać, ale mogą rozwijać. Także na gruncie głoszenia Dobrej Nowiny – przekonuje.
Ponad 20 uczestników z całej Polski w koszalińskim Centrum Edukacyjno-Formacyjnym szuka odpowiedzi na pytanie: jak być skutecznym? Mają już za sobą wcześniej ukończone kursy podstawowe organizowane przez SNE. Tu przyjechali po narzędzia do wykorzystania zdobytej wcześniej wiedzy.
– Chcę być skutecznym i wrażliwym ewangelizatorem – mówi Anna Ryndak. – Chcę nauczyć się słuchać, żeby dowiedzieć się, jak docierać do ludzi z Jezusem. Nic nie przyjdzie z tego, że wysypię na człowieka całą swoją wiedzę dotyczącą wiary, jeśli dla niego nie będzie to spotkanie z Bogiem – wyjaśnia uczestniczka kursu z Trójmiasta.
W swoim pragnieniu ewangelizowania cały czas pyta Boga, dokąd ją pośle. Tak, by realizować Jego plan, nie własny. Ma jednak świadomość, że nie da się głosić Ewangelii, nie żyjąc Ewangelią.
– Nie mam wpływu na to, jak będzie odbierane moje podążanie za Jezusem, ale muszę być spójna w tym, co robię. Żyjąc z Jezusem mogę zapraszać innych do takiego życia – mówi.
W koszalińskim CEF spędzą 11 wypełnionych zajęciami teoretycznymi i praktycznymi dni. Karolina Pawłowska /Foto GośćMagda Halak nie ma wątpliwości, że kurs Paweł wyzwala kreatywność.
– Nawet, kiedy mówimy: „Nie, ja nie potrafię tak, to nie dla mnie”, okazuje się, że wspólnota otwiera, wydobywa z nas to, o czym albo nie mieliśmy pojęcia, albo zapomnieliśmy, że możemy z tego tak owocnie korzystać – zauważa jedna z dziewięcioosobowej ekipy prowadzącej zajęcia.
Właśnie tego szuka na tym kursie s. Anna.
– Miałam wrażenie, że dotarłam do ściany. Głosiłam kerygmat, mówiłam moim uczniom o Jezusie, a z drugiej strony – cisza. Co najwyżej pojedynczy odzew. Czyli porażka. Mówię Bogu: „Dobrze, jeśli chcesz tej mojej porażki, mojego umierania, to zgoda, ale może powinnam robić to inaczej?”. Może jest coś, czego nie potrafię, czego jeszcze nie mam, nauczyć się czegoś nowego? – opowiada szarytka z Warszawy.
Przyznaje, że znalazła się na kursie w trudnym momencie swojego życia duchowego i zawodowego. Już po pierwszych dniach kursu wie, że wyjedzie z Koszalina z zupełnie innym spojrzeniem.
– Co chwila jest coś nowego, co nie pozwala mi się zatrzymać na tym, co już wiem. To jest trudne, bo łamie moje wewnętrzne schematy, ale i piękne. Bardzo tego potrzebowałam w tym momencie. To, co wiem, co wydawało mi się, że jest skuteczne w moim głoszeniu kerygmatu, pewnie było dobre, ale trzeba iść dalej – nie ukrywa, jeszcze pełna emocji po ostatnich zajęciach.
– Odkryłam, co mnie wepchnęło w te schematy i koleiny, dlatego te łzy. Cieszę się mimo tego, że jest to dla mnie trudne. Mam nadzieję, że narzędzia, które dostałam na kursie, nowy sposób myślenia o głoszeniu, pozwolą mi choć trochę rozpalić tych, do których Bóg mnie posyła – dodaje s. Anna.
Podczas kursu uczestnicy słuchają konferencji, biorą udział w dynamikach, wspólnie się modlą. Poza tym poznaną wiedzę mogą od razu sprawdzić w praktyce podczas rożnego rodzaju ćwiczeń, które przewidziane są w programie.
– Nie zmieniając treści Ewangelii, musimy szukać sposobów docierania z nią do współczesnego człowieka. Żeby ludzie usłyszeli Dobrą Nowinę w sposób, który nie będzie dla nich infantylny, ale i nie do przyjęcia, bo głoszoną sterylnym językiem jakiejś wspólnoty. A z drugiej strony będzie dawać odpowiedź na pytania, które są w sercu człowieka. Mając schemat, który proponuje nam SNE szukamy najlepszej formy, by przełożyć to na nasze lokalne warunki i dopasować do odbiorców naszego głoszenia – podpowiada ks. Jarosiewicz.