O tym, jak Bóg wkracza w poranione i pogubione życie opowiadała w zakładzie karnym Marta Przybyła.
Poznanianka zrobiła wiele, żeby zniszczyć swoje życie. Fascynacja okultyzmem zaspokajała brak miłości, pogoń za pieniędzmi, potrzebę akceptacji. Nałogi, depresja, brak sensu popchnęły ją do granicy, za którą było już tylko samobójstwo. Wtedy spotkała Boga, choć przez 23 lata nie przekroczyła progów kościoła. Namówiona przez znajomych trafiła jednak na adorację Najświętszego Sakramentu.
- Najpierw usiadłam w ławce i miałam totalnie wywalone. Dla mnie to było przedstawienie. Ksiądz ze złotej szafki wyjął białe kółko, wsadził do takiego słoneczka, a wszyscy katole padli na kolana. Banda świrów klęczy przed białym kółkiem! Zaczęłam się na nie gapić i wtedy to się stało. Może to brzmieć jakbym totalnie zwariowała, ale doświadczyłam wtedy wszechogarniającej miłości - opowiadała osadzonym w czarneńskim Zakładzie Karnym M. Przybyła.
Historią swojego nawrócenia Marta dzieli się też w książkach. ks. Marcin GajowniczekNie unikając dosadnych porównań i bez owijania w bawełnę dzieliła się z osadzonymi doświadczeniem trudnego dzieciństwa, staczania się po równi pochyłej, nękania przez złe duchy. A także nawróceniem, które rozpoczęło się tamtego wieczoru przed Najświętszym Sakramentem i zaowocowało przystąpieniem do sakramentu pokuty i pojednania. - Przygotowywałam się tydzień. Spowiadałam - prawie trzy godziny. Wywalałam najohydniejsze brudy, a Jezus powtarzał: "Wybaczam ci". Nie mogłam ogarnąć takiego miłosierdzia - przyznaje.
Bóg wywrócił życie Marty do góry nogami. Nastawioną na zdobywanie pieniędzy egoistkę z luksusowego butiku wysłał do pracy w DPS za najniższą krajową. - Robiłam to, czego wcześniej nie robiłabym za żadne pieniądze. Zrozumiałam, że hajs to nie wszystko. Pierwszy raz poczułam, że to, co robię, ma jakąś wartość. Patrzyłam na ciężko chore dzieci, zdeformowane, niemogące się nawet samemu przewrócić na bok, o których przez lata myślałam, że należałoby je zabić, i Bóg kruszył moje serce - opowiadała.
Praca w hospicjum nauczyła ją wdzięczności za najprostsze rzeczy i sprawy. Za możliwość samodzielnego pójścia do łazienki, za posiłek, którego smak może poczuć. Hospicjum to też miejsce, w którym oddała się w opiekę Matki Bożej. - Oddałam Jej swoje oczy, żeby widoki nie budziły mojej odrazy. Oddałam Jej swoje usta, bo nie wiedziałam, co ja mam mówić tym ludziom. Nawet stopy Jej oddałam, żeby prowadziła mnie do pacjentów, którzy potrzebują mojej modlitwy, a nie do tych, których lubię najbardziej - wyznaje.
Przed Najświętszym Sakramentem osadzeni zostawiali wszystko, z czego chcieliby się wyzwolić. ks. Marcin GajowniczekDzisiaj jeździ i głosi wolność od śmierci, depresji, smutku. Wzywa i świadczy o wierze w Jezusa, który jest obecny w Kościele i w sakramentach. W ramach wielkopostnych rekolekcji opowiadała osadzonym o nadziei, jaką daje wiara, i zapraszała, by ze wszystkimi swoimi winami, nałogami i zranieniami przyszli do Jezusa.
- Widziałem, że wiele serc poruszyło się przed Najświętszym Sakramentem, w kilku oczach pojawiły się łzy. Mimo przeszłości, doświadczeń, konkretnych wyroków. Moment, w którym wyrzekali się zła i podchodzili do Jezusa z deklaracją na ustach, był dla wszystkich, także dla mnie, mocnym przeżyciem - przyznaje ks. Marcin Gajowniczek. - Na ile będzie to trwałe doświadczenie - nie wiem. Ale być może ważne będzie nawet to wspomnienie, że potrafili zapłakać - dodaje kapelan Zakładu Karnego w Czarnem.
Marta Przybyła mieszka na co dzień w Poznaniu. Pracuje w Fundacji "Adoremus Te Christe", jest wolontariuszką na oddziale opieki paliatywno-hospicyjnej. Odwiedza jednostki penitencjarne w całej Polsce. Świadectwem nawrócenia i wyzwolenia z nałogów w ramach rekolekcji wielkopostnych podzieliła się również z parafianami w Gwieździnie.