Nieznani sprawcy włamali się do karścińskiej świątyni. Nic nie zniszczyli, nie połasili się na rzeczy cenne materialnie, ale zadali wspólnocie ogromną ranę.
Wypchnięte okno w zakrystii jako pierwsza w niedzielny poranek zobaczyła kościelna. Ale brak wyraźnych śladów włamania, kradzieży sprzętów i widocznych zniszczeń pozwalały jej przypuszczać, że nie jest to wynikiem działania osób trzecich. Monstrancja, mikrofony, wzmacniacze – wszystko było na swoim miejscu. O tym, że jest inaczej, przekonał się proboszcz wspólnoty w trakcie Mszy św., gdy otworzył tabernakulum. – Zobaczyłem, że nie ma dwóch cyboriów z Najświętszym Sakramentem. Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć. Tym bardziej że została kustodia. Wyjąłem z niej Hostię, połamałem i rozdzieliłem między ludzi. Kiedy powiedziałem wiernym o tym, co tu się właśnie stało, wielu z nich płakało, było w szoku. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci – mówi z bólem ks. Stanisław Mikos, proboszcz parafii w Robuniu, której filią jest Karścino. Sprawca lub sprawcy niczego nie zniszczyli, nie ukradli też niczego, co miałoby wartość materialną. – Skradzione puszki nie stanowią żadnej wartości. Jedyną wartością dla nas, wierzących, jest Jezus Eucharystyczny. Zbeszczeszczono naszą największą świętość. Przypuszczam nawet, że sprawcy nie zdają sobie sprawy, czego się dopuścili, jak wielki grzech zaciągnęli – dodaje wstrząśnięty całym wydarzeniem ks. Mikos. Kodeks prawa kanonicznego mówi, że profanacja Najświętszego Sakramentu należy do najcięższych przewin: „Kto postacie konsekrowane porzuca albo w celu świętokradczym zabiera lub przechowuje, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej”. Okoliczności zdarzenia bada policja, a wierni z Karścina i innych miejscowości należących do parafii podjęli modlitwy ekspiacyjne. Prosili Boga również za tymi, którzy dokonali profanacji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.