Przebudziły się i zagrały na chwałę Pana. Ich pobłogosławienie przez bp Zbigniewa Zielińskiego zwieńczyło kilkuletnie starania o renowację instrumentu.
Grażyna Kostrzewa nie ukrywa dużego wzruszenia. – Tata by się bardzo ucieszył, ale wujek Adam jeszcze bardziej – przyznaje iwieńcińska kościelna, wspominając pierwszego powojennego kościelnego i organistę, swojego wuja Adama i jego następcę, swojego ojca Zygmunta.
Jej rodzina od blisko 80 lat opiekuje się niewielką świątynią we wsi nazywanej Wioską Końca Świata od słynnego malowidła na stropie średniowiecznego kościoła. Przedstawia ono „Sąd Ostateczny”.
Wizja końca świata z iwięcińskiego kościoła należy do najciekawszych i najbardziej plastycznych przedstawień tego typu na całym Pomorzu. Zainspirowało ono i artystów (m.in. poetę ks. Henryka Romanika i fotografika Zdzisława Pacholskiego), i mieszkańców do różnorodnej działalności, której motywami przewodnimi stała się refleksja nad sprawami ostatecznymi. Ale również do starań o to, by wyjątkowy obiekt nie marniał wraz z upływem lat, ale piękniał dla następnych pokoleń modlących się tu wiernych i przybywających turystów.
Wśród odrestaurowanych zabytków we wnętrzu świątyni na swoją kolej czekały organy. To niewielki, dziewięciogłosowy instrument, ale stworzony przez Paula Voelknera, sukcesora założonego przez jego ojca słynnego pomorskiego zakładu organmistrzowskiego. Ponad stuletnia metryka nie pozostawiała złudzeń, że bez kosztownego remontu się nie obejdzie.
– Kiedy przyszedłem do parafii, organy nie były czynne. Na szczęście znalazła się pani, której wykształcenie pozwoliło na uruchomienie instrumentu. Niekiedy coś skrzypiało, innym razem coś nie wybrzmiało, ale mogła na nich grać podczas liturgii. Z czasem jednak te braki były coraz większe. A kiedy pandemia zmusiła organistkę do zmiany zajęcia, organy zamilkły – opowiada ks. Stanisław Wrona.
Zakończenie remontu organów w IwięcinieProboszcz z Dobiesławia, którego filią jest Iwięcino, nie ukrywa, że ich przebudzenie to efekt determinacji mieszkańców wsi.
– Wkład finansowy parafii był niewielki. To zasługa parafian, przede wszystkim pani Doroty Grabarek, która wyszukiwała sposobów na znalezienie pieniędzy. Ja właściwie tylko podpisywałem dokumenty, o które oni się starali – nie może się nachwalić swoich parafian.
Rozpoczęte w 2019 r. prace restauracyjne trwały trzy lata. Pochłonęły ponad 130 tys. zł, które udało się pozyskać od władz samorządowych rożnych szczebli, konserwatora zabytków i sponsorów indywidualnych. Zachowały się wszystkie oryginalne elementy instrumentu, które po gruntownym remoncie wróciły do świetności. Zwieńczeniem wieloletnich starań było pobłogosławienie instrumentu przez bp. Zbigniewa Zielińskiego.
– Wszelkie prace konserwatorsko-restauratorskie zostały wykonane zgodnie z planem. Akt poświęcenia dopełnił wszelkie dotychczasowe działania. My, parafianie, wysławianie Boga pieśnią i muzyką, uważamy za swój święty i zaszczytny obowiązek. Za ten akt poświęcenia, za wezwanie do przebudzenia, by dźwięk instrumentu i ludzki śpiew wychwalały tu Najwyższego – bardzo dziękuję – mówiła nie kryjąc ogromnej radości Dorota Grabarek, główny motor napędowy przywrócenia do życia instrumentu. Dziękowała wszystkim, którzy przyczynili się do tego, by iwieńcińskie organy ponownie zagrały i biskupowi, który aktem pobłogosławienia "obudził" je do służby.
O tym, jak pięknie brzmieć może nawet niewielki instrument można było się przekonać, gdy zasiadł przy nim prof. Bogdan Narloch, światowej sławy organmistrz i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Organowego w Koszalinie.