Dzień Matki to święto także tych osamotnionych i porzuconych mam. A jednak święto radosne, bo...
Piękna jest ta bliskość, bezwarunkowa miłość, to, że gdy się budzę, synek leży przy mnie przytulony - zapewnia Ślązaczka Klaudia, od sierpnia mieszkanka koszalińskiego Domu Samotnej Matki.
24-latka uciekła ze Śląska przed przemocą domową i zagrożeniem utraty kilkumiesięcznego synka. Ten dramat nie przysłonił jej radości macierzyństwa. Czułości nauczyła się od własnej mamy, która - mimo doświadczanej przemocy ze strony męża alkoholika - okazywała córce bardzo dużo miłości.
- Spełniam się jako mama, mój synek był dzieckiem planowanym i wyczekiwanym, mimo że z partnerem nam się nie ułożyło. Chcę zrobić wszystko, by wyrósł na mądrego faceta, który będzie szanował inne kobiety - deklaruje Klaudia.
Dla Anity bycie mamą to nieskończona miłość. Katarzyna Matejek /Foto GośćAnita jest koszalinianką dopiero od dwóch lat. Trafiła tu z Warszawy prosto do Domu Samotnej Matki, gdzie pod opieką sióstr ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej spędziła pierwszy rok. Dom z zasadami i wartościami, jakim jest koszalińska placówka Caritas, pomógł jej stanąć na nogi.
- Gdyby nie siostry, nie miałabym już dziecka przy sobie, a przyszłam tu z ogromną depresją lękową. Ich wsparcie, także w formie psychologicznej, było niesamowite - zaświadcza Anita. - Mam za sobą traumatyczny pobyt w innym, prywatnym ośrodku dla mam z dziećmi, gdzie nie było przestrzegania zasad, a bywały krzyki, wulgaryzmy, przemoc. Tutaj dba się o komfort każdej mieszkanki; przez pierwszy miesiąc nie mogłam uwierzyć, że mam spokój, nie ma kłótni, alkoholu, że mam czas dla siebie. I ciszę. Poczułam się tu bezpiecznie. Bardzo tego potrzebowałam, bo byłam świeżo po rozstaniu z mężem.
Dla Anity macierzyństwo to nieskończona miłość. - Bycie mamą to rola kobiety i ja się w tym bardzo odnajduję. Czuję, że mój syn ma moje serce. To odmieniło moje życie. A doświadczyłam, jaka to siła w momencie narodzin synka. To niesamowite, bo znam przypadki, gdy koleżanki oddawały swoje dzieci, bo nie poczuły matczynej więzi - mówi Anita. To dla niej wielka radość, bo pochodząc z patologicznej rodziny, obawiała się, że nie będzie umiała pełnić tej roli. - Pierwsza moja myśl o ciąży była taka: "O, Boże, co ja temu dziecku pokażę? Jak się bije? Krzyczy? Pije?". Ale jest inaczej. Kiedy widzę synka, czuję, że to moja cząstka, cieszę się, że uczę go życia. Kocham to, że mogę mu pokazać cały świat, że razem gotujemy, bawimy się. Chcę mu dać to, co najlepsze.