To pytanie medytowali w skwarze i burzy, w polu i lesie, koszalinianie pielgrzymujący na Górę Polanowską.
Rozpoczynają 1 czerwca przy kościele w Garbnie, skąd na Górę Polanowską jest niedużo - 12 km, w sam raz na sobotnią pielgrzymkę. Na propozycję ks. Andrzeja Hryckowiana, proboszcza parafii św. Wojciecha w Koszalinie, by w taki pokutny sposób wesprzeć sprawę powołań kapłańskich, odpowiedziało 15 osób, nie tylko parafian.
- Wierzę, że pielgrzymka, szczególnie jako wspólny wysiłek, ofiara, może być pomocą dla tych, którzy są powołani do kapłaństwa, a potrzebują odwagi, by odpowiedzieć na Boże wezwanie - mówi ks. Hryckowian i nie ma wątpliwości, że trud drogi to Boże błogosławieństwo. - Często, kiedy odczuwamy trud na modlitwie, zrażamy się, bywa, że przestajemy się modlić, ale to jest znak, że Pan Bóg chce naszą modlitwę uczynić jeszcze bardziej owocną - tłumaczy.
Jak więc wędrować? Z krzyżem na przedzie, to wiadomo, dalszych wskazówek udziela ks. Wojciech Parfianowicz, asystent kościelny wspólnoty Emmanuel, która jest organizatorem parafialnej pielgrzymki. - Nie jest to przechadzka, ale akt naszej wiary - mówi kapłan i podpowiada, jak kontemplować Boga w drodze: poprzez wysiłek przełamywania siebie, w pięknie przyrody i we wspólnocie. - Spójrzmy w czasie drogi także na nasze życie jako powołanie. Bóg każdego dnia objawia nam swoją wolę i chce, byśmy poszli za Nim. Słowa Jezusa: "Pójdź za Mną" pokazują, że nasza wiara jest pielgrzymką. Za Chrystusem się idzie, z Nim się nie siedzi, nie leży; wiara z natury swojej jest drogą. Zadajmy więc sobie dzisiaj pytanie: "Czy ja idę?". Bo może siedzę, leżę, może zwolniłem i należy przyspieszyć? Wiara jest rzeczywistością dynamiczną, Boga trzeba szukać, wciąż na nowo pytać - dodaje.
Potem już wędrują - dróżkami leśnymi, polnym traktem, starym nasypem kolejowym, po bokach mając łany zbóż, kwitnące krzewy lub - na opłotkach miejscowości - porzucone hale gospodarcze. W tle sine niebo i grzmoty nadciągającej burzy. Czy ich ominie? Na razie o tym żartują. Jest duszno i upalnie. W Dadzewie jakaś gospodyni wychodzi przed bramę i z radością woła do pielgrzymów, życząc dobrej drogi.
Chwila odpoczynku w polu, w kręgu rozpoczynają modlitwę różańcową, potem już w marszu muszą łapać skrawki słów osoby prowadzącej pacierz. Ważnym etapem jest czas ciszy. Wtedy słyszą, ile robią hałasu - tak donośny jest choćby chrzęst podeszew o kamienie, na jego tle słychać śpiew ptaków i huk odległych gromów.
- Myślę, że musiałem pójść na tę pielgrzymkę, by odkryć siebie, odciąć się od codziennych bodźców i poczuć Jezusa obok siebie - opowiada potem Kazimierz Sławiński. - W pewnym momencie poczułem, że nie idę sam. To było najpiękniejsze: uderzenie obecności Jezusa. Krótkie, błyskawiczne doświadczenie takiej pełni obecności. Piękne.
A potem... Tego nie dało się uniknąć, choć nie każdy - jak się okazuje - ma okrycie przeciwdeszczowe. Lunęło i wali piorunami. Ledwo udaje się omijać kałuże, w końcu ktoś zaczyna tańczyć w jednej z nich. Jest w tym wszystkim coś niezwykłego, no i są już u podnóża Świętej Góry Polanowskiej.
- Dzisiaj najbardziej ujęła mnie ta nasza radość, gdy lunął deszcz i gdy ktoś, chyba ksiądz, w tym szczęściu skakał w kałuży. Bo pielgrzymka to także spotkanie z ludźmi - relacjonuje potem Ewa, miłośniczka pielgrzymowania po diecezji i na Jasną Górę. W plecaku niesie prowiant, a w sercu ważne intencje. Tym razem - oprócz modlitwy o powołania, której jest wierna codziennie - o powrót do zdrowia swojej kuzynki.
Na szczycie góry, w kaplicy Matki Bożej Bramy Niebios, koszalinianie uczestniczą w Mszy św. Kazanie o powołaniu do kapłaństwa i życia konsekrowanego wygłasza gospodarz miejsca - pustelnik o. Janusz Jędryszek, przypominając, że rodzeniu się tych powołań i trwaniu w nich potrzebni są duchowi sprzymierzeńcy.
Po liturgii słońce znów wyziera zza chmur. To już ostatni element pielgrzymki, też ważny - czas nie tylko pieczenia kiełbasy na ognisku, ale - po degustacji - także dzielenia się przy ogniu, czym te kilka godzin dla każdego było.
Para Ada i Piotr bywali wcześniej na Górze Polanowskiej, ale nie razem. Coś ich tknęło, by przyjąć zaproszenie na pielgrzymkę, o której usłyszeli w ogłoszeniach duszpasterskich. - Ta dzisiejsza pielgrzymka zmotywowała nas jeszcze bardziej, by iść za Jezusem - mówi Ada. Piotr dodaje, jak ważne jest dla niego poniesienie modlitwy za niedawno zmarłych członków rodziny - mamę i brata.
A więc koniec. Powrót busem do Koszalina. To wesoły autobus - czuć zmęczenie, satysfakcję i pielgrzymią radość, mimo że w butach wciąż chlupie woda. Za szybą widać równoległą, odległą o kilka kilometrów polną drogę. - O, tam szliśmy! - pokazują sobie nawzajem podróżni.
Romuald z Maszkowa wysiada pierwszy. Mówi, że pielgrzymując, nie stracił sił, lecz zdobył nowe. - Z pielgrzymki wychodzi się mocniejszym, bardziej chce się żyć. No i chciałem uczestniczyć w czymś, co ma ważny cel, bo potem są dobre owoce - mówi i zapewnia, że pierwsze owoce już w sobie widzi.