Jedni na pieszo, drudzy rowerem lub autem przybyli do Domacyna, by wspólnie rozpocząć rok działań w parafii.
Słoneczne, jesienne południe, na drodze za Zwartowem nie ma ruchu, więc grupa szesnastu piechurów idzie swobodnie, słychać pieśń „Czarna Madonno”. Rozpoczęli Mszą św. poranną w kościele Mariackim w Białogardzie, by po niej wyruszyć w liczącą 21 kilometrów w drogę. Rowerzyści dawno ich minęli, tylko od czasu do czasu, powoli, bo jezdnia wąska, przetacza się samochód z pozostałymi uczestnikami i busy z dziećmi zmierzającymi na domacyńskie wzgórze. Tam już razem oddadzą pokłon Pani Świata, a potem w pobliskiej wiacie piknikowej rozstawiają smakołyki, staną przy ognisku.
To pierwszy tak szeroko zakrojony Dzień Wspólnot Parafialnych, który zgromadził wokół statuy Matki Bożej Królowej Świata w Domacynie wspólnoty z białogardzkich parafii. Łącznie w pikniku, który odbył się 21 września, wzięło udział około 50 osób – zarówno dzieci, młodzież, dorośli świeccy, jak i księża, siostra zakonna.
Takie rozpoczęcie roku formacyjnego to sposób nie tylko na integrację katolików, którzy znają się przynajmniej z widzenia z różnych spotkań w kościołach miasta, a nie raz współpracowali ze sobą przy organizacji większych wydarzeń, obecnie zaś, jak mówi ks. Rafał Pernal, wikariusz parafii Mariackiej, chodzi też o to, by tę współpracę zacieśnić.
Pielgrzymka z Białogardu do Domacyna
– Dzisiaj spotykamy się po prostu jako Białogard, bo chcemy w tym roku katechetycznym współpracować ze sobą, jest do tego dobra atmosfera. Chcemy wymieniać się doświadczeniami, pozapraszać się nawzajem na wydarzenia, przedstawić swoje plany – mówi ks. Pernal. – Cieszę się także z tego daru, że jestem w gronie księży, którzy wspierają się, chcą współpracować. Wszyscy działamy dla tej samej sprawy.
Potwierdza to ks. Witold Karczmarczyk, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Białogardzie. – Chodzi o to, by pokazywać wspólnotowość całego Kościoła, tę jedność, a nie zaściankowość czy podziały – mówi – a jednocześnie dać ludziom możliwość wyboru takiej formy, jaka im pasuje, bo nie chodzi o to, byśmy wszyscy chodzili w takich samych mundurkach. W Kościele nie ma schematu, przeciwnie, warto szukać miejsca dla siebie. Dla każdego jest miejsce.
Po domacyńskiej łące biegają dziewczęta, inne grają w piłkę, bawią się na kocu i zaglądają na stół ze smakołykami. Oto małe parafianki kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, ze scholi oraz Eucharystycznego Ruchu Młodych, mniej więcej połowa dwu grup liczących łącznie ponad 30 osób. Grupy się przenikają i jest to zaleta. – Ważne jest to, że modlimy się razem, że dzieci mają formację opartą na Piśmie Świętym i na Eucharystii. To im pomaga budować przyjaźń z Panem Jezusem – mówi ich opiekunka, s. Łucja Sowińska ze Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa.
– W młodości byłam taka niedzielna. Bycie w Żywym Różańcu, a także w Odnowie, zmieniło mnie, przybliżyło do Boga – mówi zelatorka Stanisława. Modli się sporo, oczywiście, ale nie znaczy to, że ciągle siedzi się w kościele. – Wychodzę, pomagam ludziom w potrzebie. Jeśli tylko ktoś mi podpowie jakąś taką osobę, idę, robię zakupy, opiekuję się. Robię to z miłością, to żaden ciężki obowiązek, raczej miły – dodaje zelatorka. Niedawno opiekowała się 94-latką, teraz pomaga innej kobiecie; to nie tylko zakupy, ale i koleżeńskie rozmowy przy kawie. Skąd wie o takich osobach? – Jak to skąd? Jestem we wspólnocie parafialnej, przekazujemy sobie takie informacje. Kiedy należy się do wspólnoty, ma się serce na wierzchu.
Jolanta Borys wraz z mężem przewodzi w parafii Rodzinom Szensztackim. Małżonkowie przygotowywali się do tego parę lat, a następnie 37 lat temu zawarli przymierze z Matką Bożą Trzykroć Przedziwną, w naszej diecezji czczoną w sanktuarium na Górze Chełmskiej. – Bycie w ruchu szensztackim nie tyle jakoś zmieniło moje życie, ale pomagało żyć – mówi nie tylko o rozwoju religijnym, ale też o znajomościach z innymi katolickimi rodzinami, zawieranych przez lata przyjaźniach, wspólnych wyjazdach, odprawianych rekolekcjach czy rozrywkowych spotkaniach jak Sylwester. – W tym gronie mieliśmy z kim rozmawiać o naszych problemach, wymieniać się doświadczeniem, mogliśmy liczyć na siebie – mówi pani Jolanta. – Ale przede wszystkim pomocą była dla nas sama formacja; siostra szensztacka co miesiąc przyjeżdżała do nas z programem.
Więcej o wydarzeniu będzie można przeczytać w nr. 40/2024 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" na 6 października i w e-wydaniu.