Tragicznie zmarły wikariusz został pochowany w Krzyżu Wielkopolskim. Żegnały go tłumy mieszkańców.
Nie tylko kilkudziesięciu kapłanów, ale także władze miasta, uczniowie i nauczyciele ze szkoły, w której uczył, oraz tłumy parafian żegnały 15 stycznia ks. Kaletę, który zginął potrącony przez samochód, wracając z kolędy. Wypadek wydarzył się 7 stycznia. Ksiądz zmarł następnego dnia. Miał 47 lat. W tym roku obchodziłby 20. rocznicę święceń prezbiteratu.
- Miara życia liczona w latach jest tylko jedną z możliwych. Znamy ludzi, którzy przeżyli ich wiele, a nie chcielibyśmy zamienić się z nimi nawet na jeden dzień. Są z kolei tacy, którzy przeżyli lat niewiele, a sporo byśmy dali, żeby mieć ich życiorys. Dzisiaj więc chcemy spojrzeć przez pryzmat wiary i wieczności na ziemskie życie i śmierć naszego współbrata ks. Andrzeja - mówił, rozpoczynając liturgię w kościele pw. św. Antoniego w Krzyżu Wielkopolskim, bp Zbigniew Zieliński.
Homilię podczas Mszy pogrzebowej wygłosił przyjaciel zmarłego ks. Krzysztof Płuciennik. Cytował w niej m.in. fragmenty ostatniego kazania, które ks. Kaleta wygłosił w Krzyżu Wielkopolskim 6 stycznia, w uroczystość Objawienia Pańskiego. "Zobaczmy, jak szeroko Bóg ma otwarte dla nas serce. Jak szeroko otwiera serce swojego miłosierdzia w konfesjonale, do którego czasami nie chcemy iść. Jak szeroko otwiera serce ze swojego ołtarza, gdy ksiądz na znak tego rozkłada szeroko swoje ręce. Warto, byśmy tę prawdę dziś na nowo sobie uświadomili" - przypominał ks. Płuciennik słowa zmarłego kolegi, zachęcając zgromadzonych do otwarcia się na działanie Pana Boga w sakramentach, do których sprawowania powołany jest każdy kapłan.
Kaznodzieja mówił też o tym, że ks. Andrzej w rozmowach wyrażał chęć, aby w przyszłości być pochowany w miejscu, gdzie będzie pracował jako duszpasterz, choć sam pochodził z południa Polski, gdzie wciąż mieszkają jego krewni. - Wydawało się, że będzie chciał być pochowany w Bielsku-Białej, skąd pochodził, ale on powtarzał, że owszem, krewni zawsze będą się za niego modlili, gdziekolwiek by nie byli, to jednak dla wszystkich innych jego grób tam byłby właściwie bezimienny. Rozumiał, że w grobie księdza chodzi o coś więcej - że ma on być zaproszeniem do modlitwy za duszpasterza, który tu był i pracował - mówi ks. Płuciennik.
Na ten fakt zwrócił także uwagę bp Zieliński przed obrzędem ostatniego pożegnania. - Ksiądz Andrzej wykazał swoją kapłańską dojrzałość, odkrywając, że jego drugą rodziną, a teraz pierwszą - poprzez fakt posługi - są ci, do których posłał go Pan. Chciał, żeby owce znały swojego pasterza nie tylko za życia, ale także wtedy, gdy przyjdzie czas przejścia do domu Ojca, mogły dalej potwierdzać tę jego przynależność do rodziny Kościoła - mówił biskup.
Po Mszy św. kondukt żałobny przeszedł ulicami miasta w kierunku cmentarza, gdzie ks. Kaleta został pochowany.
Więcej informacji o Zmarłym w naszym wcześniejszym materiale.