Figurka Niepokalanej to nie dekoracja. Dlatego warto o nią dbać, a jak trzeba, naprawić - przekonują czciciele Matki Bożej z Dretynia.
Choć Wioleta i Sławomir Mnichowie, rodzice dwójki dorosłych już dzieci, mieszkają głęboko w lesie pod Dretyniem, nietrudno tu trafić - przybysza wita grota z figurką Matki Bożej. To jedna z kilku gipsowych lub żywicznych figurek, które w ciągu ostatnich dwóch lat odnowił pan Sławomir. Zaczęło się od jednej, a potem przychodziły z różnych stron prośby o restaurację kolejnych - przemalowanie, doklejenie nosa, zaszpachlowanie ubytków, polakierowanie. Pan Sławek zastrzega, że nie ma zdolności plastycznych, że to taka ot, zwykła robota, ale sąsiedzi zaglądają do przydomowych kapliczek, myszkują po swoich strychach i przynoszą stamtąd zniszczone wizerunki Matki Bożej, Jezusa i różnych świętych.
Naprawę figurek rozpoczął od szopki betlejemskiej w kościele w Dretyniu - nietrudno było odnowić poobijane gipsowe baranki, potem doszły świeczniki, dekoracje, aż przyszedł czas na dużą postać Niepokalanej.
- Nie jestem artystą, robię to tak, jak umiem - mówi pan Sławek. Czasem szuka rozwiązań w internecie, np. zdjęcia oryginału, by upewnić się, jak wyrzeźbiony był liść albo czy nierówność u stóp Maryi to źródło czy coś innego. Nie waha się zbyt długo ani w uzupełnianiu ubytków, ani w dobrze kolorów. A jednak nie jest to zwykła praca. - Czasem rano wstanę i już to czuję: dzisiaj to zrobię - opisuje swoiste natchnienie do pracy. To oznacza dla niego kilka godzin medytacji, ciszy.
- Kiedy Sławek rano szykuje się do naprawiania, rozkłada farby, narzędzia, widać to takie inne skupienie. Co więcej - lubi, by mu w tym czasie nie przeszkadzać. Widzę tylko, jak dokładnie ogląda figurę, bierze ją na ręce, przekłada, ogląda precyzyjnie z każdej strony - opowiada żona. - A potem ten jego uśmiech na twarzy, gdy to mu wychodzi. Ale to musi być dzień, kiedy ma chęć na to, bo jeśli tak nie jest, odkłada to na później - dodaje.
"Maryja bez nosa" ma go już z powrotem i ponownie zdobi dom w Piaszczynie. W Cisach odnowiona Niepokalana stoi w kapliczce na skrzyżowaniu dróg. Inne figurki zdobią obejścia lub wnętrza domostw.
Figurka Niepokalanej na podwórzu państwa Mnichów to nie tylko dekoracja. Wchodząc do leśniczówki, można się przekonać, że jest tu także domowa kapliczka Matki Bożej z Szensztatu - małżonkowie należą do kręgów Matki Bożej Pielgrzymującej, a pani Wioleta dodatkowo do matek szensztackich. Tę pobożność wprowadził w parafii Dretyń poprzedni proboszcz ks. Andrzej Dubel.
- On nas podprowadzał do Maryi, a kręgi zapoczątkowała siostra Celina Junik - mówi pani Wioleta. W ten sposób ponad dekadę temu nie tylko utworzyła własny krąg, ale potem też siedem kolejnych, namawiając parafian do przyjmowania raz w miesiącu szensztackiej kapliczki i modlitwy przy niej. Zdarzało się, że pukała w tym celu w spontanicznym porywie serca do drzwi okolicznych domostw. Jeden z kręgów udało się zainicjować w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym przy miasteckim szpitalu.
- Szłam na żywioł, ale tak bardzo mi na tym zależało, że nie zrażałam się, gdy ktoś odmawiał. Modliłam się po drodze: "Matko Boża, to jak, my razem nie damy rady?". Wiele osób otwierało drzwi i zapisywało się do kręgów. Wiem, że ludziom daje to radość. Także mnie, kiedy widzę tych, którzy przynoszą do kościoła kapliczki, wymieniają się nimi i widać, jak to jest dla nich ważne - zapewnia.
Więcej na ten temat można przeczytać w nr. 18/2025 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" na 4 maja i w e-wydaniu.