Bp Krzysztof Zadarko, administrator diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, dzieli się swoimi refleksjami po wyborze nowego papieża.
Ks. Wojciech Parfianowicz: Zapytam najpierw o pierwsze wrażenia. Jak Ksiądz Biskup zareagował na wynik konklawe?
Bp Krzysztof Zadarko: Pewnie jak większość - zaskoczeniem, ponieważ to nazwisko nie pojawiało się we wcześniejszych spekulacjach, chyba że bardzo rzadko. Poza tym doświadczyłem czegoś bardzo osobistego, emocjonalnego poruszenia po pierwszym zdaniu nowego papieża. Pozdrowienie nas słowami Jezusa z Wieczernika o pokoju było bardzo mocne. W jednym momencie uświadomiłem sobie, że świat dzisiaj oczekuje pokoju, prawdziwego pokoju, który nie jest owocem tylko negocjacji, w jakich często kryje się fałsz, ale takiego pokoju, który jest niewzruszony, mocny, pewny, bo pochodzi od Boga. Pierwsze zdania papieża można potraktować jako zapowiedź jego orędzia, dlatego cieszy mnie, że są one w duchu Franciszkowym. Wynika z nich jego otwartość w budowaniu Kościoła i pragnienie czynienia tego poprzez dialog. Padło też słowo, które przez wielu jest nieakceptowane albo niezrozumiane, czyli synodalność. Połączenie go z misyjnością daje nam diagnozę dzisiejszej powinności Kościoła. Tak powinniśmy widzieć siebie jako katolicy - w duchu otwartości, dialogu, misyjności, synodalności.
Co z dotychczasowego doświadczenia kard. Roberta Prevosta jest istotne w zrozumieniu go jako papieża?
Myślę, że znaczenie ma jego sylwetka kapłańska i biskupia. Zaimponował mi też tym, że jest matematykiem, czyli ma umysł ścisły. Ważna jest też jego naturalna skromność. Mówią o niej wszyscy, którzy mieli z nim kontakt. Podkreślają jego pokorę, autentyczną pobożność i rozmodlenie. To ważne, żeby wśród obowiązków instytucjonalnych znaleźć czas na modlitwę, bo to daje się później poznać poprzez sylwetkę, osobowość, sposób bycia czy formułowania wypowiedzi.
Co o nowym papieżu może nam powiedzieć imię, które wybrał?
W pierwszym odruchu przypomina mi się Leon XIII, choć oczywiście musimy poczekać na interpretację samego papieża. Ta naturalna intuicja odsyłająca do Leona XIII wiąże się z przełomem XIX i XX w. i ówczesną konfrontacją dzikiego kapitalizmu z rodzącym się socjalizmem, ale także z istnieniem brutalnego kolonializmu. Papież Leon XIII był znakiem, który wskazywał na głód nauki społecznej Kościoła, czyli na oczekiwanie głosu Kościoła wobec tamtych wyzwań. Z pewnością Leon XIV ma bardzo dobre rozeznanie współczesnych problemów, ponieważ pochodzi, można powiedzieć, z dwóch kontynentów amerykańskich, ale też w związku z posługą w Rzymie ma ogląd rzeczywistości globalnej. Na pewno wie, jakie są nasze wspólne wyzwania. Natomiast sądząc po jego słowach o otwartości, konieczności wychodzenia ku biednym czy pomocy cudzoziemcom, pomyślałem też o papieżu Leonie Wielkim, który pewnie dla wszystkich papieży przyjmujących to imię był jakimś ważnym punktem odniesienia. Leon Wielki w V w. przeżywał to, czego doświadczamy dzisiaj i my, a więc masowe migracje. Wiązało się to z niesamowitymi zmianami, zalewem pogańskiej myśli i sposobu budowania cywilizacji. Chrześcijaństwo znalazło się wtedy w gigantycznym kryzysie, a Leon Wielki był niezwykłym geniuszem teologicznym i duchowym przywódcą na tamte czasy, który pomógł Kościołowi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Być może Leon XIV myślał także i o tym protoplaście wszystkich papieży Leonów.
Przez kilka ostatnich dni oczy całego świata zwrócone były na Watykan. Czy to oznacza, że świat interesuje się Kościołem, czy też że Kościół jest dla świata ważny?
Na pewno konklawe jest wydarzeniem bardzo medialnym. Budzi to nadzieję, że w chrześcijaństwie, w Kościele, jest coś, co zawsze było świeże i nowe. Dla nas, katolików, jest to więc wielki dar opatrzności Bożej. Z doświadczenia konklawe powinniśmy wyjść z przekonaniem, że Chrystus nie zawodzi, że Jego słowa są nieustannie pewne na każdy czas i On nigdy nie zostawia nas sierotami, dając nam takiego pasterza, który na te czasy jest potrzebny. Doświadczyłem tego z papieżem Franciszkiem. Ci, którzy go nie rozpoznali i ewidentnie kontestowali, niech żałują tego, co robili, nie będąc w jedności z papieżem i nie próbując odczytać jego posługi. To samo może wydarzyć się z Leonem XIV. Gdy wybrano Franciszka, przeżywaliśmy przecież podobną euforię. Papież nie może zmienić Ewangelii. Wiele więc będzie zależało od naszej otwartości i chęci uwierzenia, że w Kościele jest zaczyn czegoś nowego, ważnego i potrzebnego tu i teraz. Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ta radość z wyboru Leona XIV jest tylko emocjonalnym, medialnym wzruszeniem, a na ile będzie to coś twórczego dla każdego indywidualnie i dla wspólnot. Wierzę, że papież Leon XIV będzie impulsem, znakiem dla wielu. Kto będzie chciał, przyjmie go!