EDK, czyli próba dla ciała i ducha

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 01.04.2017 09:53

Pierwsi uczestnicy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z Piły do Skrzatusza do diecezjalnego sanktuarium dotarli w sobotę o godz. 5 rano.

EDK, czyli próba dla ciała i ducha Skrzatusz, 1 kwietnia. Kolejni uczestnicy EDK dochodzą do celu ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

W sumie sprzed kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Pile w piątek po godz. 21 wyruszyło ok. 200 osób. Wśród nich nie zabrakło księży i sióstr zakonnych.

Ponad 45-kilometrowa trasa prowadziła przez Krępsko, Czechyń, Czaple i Klęśnik. Po drodze uczestnicy rozważali teksty przygotowane przez centralę EDK. Stacje wyznaczone były w różnych miejscach - czasami przy kapliczkach czy krzyżach przydrożnych, innym razem po prostu na drzewie, na zakręcie czy w jakimś innym charakterystycznym miejscu.

Ostatecznie do Skrzatusza doszło ok. 180 osób. Niektórzy musieli zejść z trasy. - Nawet ci przegrani mogą sporo wygrać, właśnie dzięki porażce. Jeżeli udało im się poznać swoje granice i przekroczyć je, to wygrali, mimo że nie doszli do końca - mówi Jan Murach, lider pilskiego rejonu EDK.

Również on sam w tym roku musiał się poddać. - Dla mnie koniec trasy nastąpił już w jej połowie. Nie udało się. Ale ta porażka wiele mnie nauczyła. Ogołociła mnie do kości - przyznaje.

J. Murach nie jest zdziwiony coraz większym zainteresowaniem Ekstremalnymi Drogami Krzyżowymi. - Potrzebujemy ekstremalnych wyzwań, szczególnie my, mężczyźni. Niestety, można dziś zaobserwować kryzys męskości. Panowie muszą przekraczać siebie. Ich naturą jest życie wyzwaniami. Jeśli sobie ich nie stawiają i nie realizują ich, zaczyna się z nimi dziać coś niedobrego. Ale EDK nie jest tylko dla mężczyzn. Uczestniczy w nich sporo kobiet - dodaje pilski lider.

Do Skrzatusza razem ze swoją mamą dotarł także ks. Mateusz Chmielewski, wikariusz pilskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego. - Jestem prawie bez sił. Ciężko mi się mówi. Idę już czwarty raz, ale jeszcze nie miałem takiego doświadczenia bezwładu w mowie - przyznaje. - Musiałem w sobie przełamać opór przed wyjściem. Czwarty raz robię to samo i wkradła się pokusa, żeby koniecznie coś zmienić, może iść na inną trasę. Musiałem znaleźć jeszcze głębszą motywację, żeby się wybrać - dodaje.

W EDK nie chodzi bowiem tylko o ekstremalne doświadczenia i przekraczanie swoich ludzkich granic. Czegoś takiego można bowiem doświadczyć także podczas zwykłego pieszego rajdu.

- Stwierdziłem, że warto przede wszystkim iść dla kogoś. Jesteśmy w parafii świeżo po bierzmowaniu i postanowiłem pójść w intencji tych 33 wybierzmowanych młodych ludzi. W ostatniej chwili doszła jeszcze intencja za mojego wujka, który wczoraj wieczorem był w stanie agonalnym. Modliłem się za niego. Przed chwilą dowiedzieliśmy się, że właśnie umarł - mówi ks. Mateusz.

Informacje o Ekstremalnych Drogach Krzyżowych, które jeszcze odbędą się w diecezji, można znaleźć TUTAJ.