Dom na dobrym fundamencie

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 12.06.2022 02:55

Niemal każdy, kto przekracza progi Domu Miłosierdzia przyznaje, że to był to krok, który zmienił jego życie.

Dom na dobrym fundamencie Monika i Jacek Kulikowie mówią, że w Domu Miłosierdzia otrzymali znacznie więcej, niż sami ofiarowali. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Monika Kulik od początku towarzyszy temu niezwykłemu dziełu. 10 lat temu przyjechała do Koszalina z drugiego końca Polski z myślą o rocznym wolontariacie.

- Wolontariusz to z definicji ktoś, kto bezinteresownie robi coś dla innych. Ja dostałam w zamian milion razy więcej niż sama dałam. W domu na Roli poznałam mojego męża, 9 miesięcy temu urodził się nasz syn, nie biorę leków na depresję, z którymi żyłam przez 14 lat. Tu braliśmy ślub, tu został ochrzczony nasz syn. Tu spędzamy święta, tu przychodzimy dzielić się naszymi radościami i smutkami. To jest nasz dom rodzinny - mówi.

Wtóruje jej mąż, Jacek, który zawdzięcza Domowi Miłosierdzia nie tylko rodzinę, ale i swój powrót do życia i do Boga. - Znalazłem tu światło - przyznaje, zostawiając za sobą walkę z uzależnieniem i brakiem sensu życia.

Na podobnej drodze jest też Sebastian, jeden z mieszkańców, który dziękował za wszystko, co zmieniło się w jego życiu po przekroczeniu progów tego miejsca.

Dom Miłosierdzia to nie tylko pięciokondygnacyjny budynek w centrum miasta, ale również trzy mniejsze domy na wsiach, pustelnia, cieszące się popularnością u koszalinian kawiarnia i piekarnia czy... nowa wspólnota zakonna. 

- Moja wiara była tradycyjna. Nie znałam Boga żywego. Tutaj Bóg objawił mi swoją wolę: najpierw wolontariat, potem życie zakonne. Nigdy wcześniej nie miałam takich myśli w głowie. Bóg mnie zaskoczył. Ale realizując Jego plan jestem szczęśliwa - przyznaje s. Judyta, jedna z sióstr Miłosiernego Pana.

Razem z Domem Miłosierdzia świętuje też brat Józef, który przed 5 laty wszedł w jego progi. Wcześniej, w Katowicach, dużo myślał o pomocy ludziom ulicy, rozważał też życie zakonne.

– Szukałem raz w internecie informacji o takim domu miłosierdzia, który albertyni mieli zbudować we Lwowie. Nie znalazłem tamtego domu, za to trafiłem na Dom Miłosierdzia w Koszalinie. Kiedy przeczytałem, co tu się dokonuje, pomyślałem, że Bóg mnie właśnie tu wzywa. Zostawiłem pracę, przyjechałem z myślą, że zostanę tu na rok - śmieje się brat Miłosiernego Pana. - Dotykam tu Jezusa na dwa sposoby. Pierwszy to Eucharystia. Drugi to praktyczna odpowiedź na Ewangelię, w której Jezus mówi: byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem nagi, a przyodzialiście mnie. Miałem takie sytuacje, w których posługując ubogim, naprawdę widziałem w nich Jezusa - opowiada.

Takie świadectwa składali mieszkańcy i wolontariusze Domu Miłosierdzia, dziękując za wszystkie dzieła, które przez 10 lat się w nim zrodziły. 

Jak podkreślał bp Edward Dajczak, dom musi być zbudowany na dobrym fundamencie.

- Wszystkie te słowa, które tu dzisiaj padły są jak zwornik, jasno sygnalizują jak to możliwe, żeby z opuszczonego budynku powstał dom, a z niego zrodziły się kolejne dzieła. Żeby mury stały się domem. Nie wystarczy mówić o ścianach, oknach, ogrzewaniu czy prądzie. Ten prawdziwy dom to ten, gdzie człowiek czuje się u siebie, a jego fundamentem jest miłość - zauważa.