„Sto lat to za mało” – śpiewali goście na urodzinowym przyjęciu Konrada Malinowskiego, który świętował 103. urodziny.
Najstarszemu mieszkańcowi powiatu kołobrzeskiego, mimo tak dostojnego wieku, nie brakuje ani humoru, ani werwy. – Sam się dziwię, że jeszcze się tak trzymam – przyznaje ze śmiechem pan Konrad.
Oszczędnością i pracą…
Na urodziny postanowił nawet przyjść o własnych siłach, bez pomocy wózka, z którego musi już coraz częściej korzystać. No i słuch już nie ten, trzeba go wzmacniać aparatem. Za to pamięć wciąż doskonała. Mógłby nią zawstydzić jeszcze niejednego członka swojej licznej rodziny. Żyje trójka z pięciorga jego dzieci. Doczekał się 11 wnuków, 18 prawnuków i jednego praprawnuka Fabiana.
To między innymi dla nich powstała płyta z nagranymi wspomnieniami pana Konrada, kiedy stuknęła mu setka. – Chcieliśmy, żeby poopowiadał o swoim życiu, o tym, jak poznali się z babcią, kim byli nasi przodkowie. Wszystko to, co może odejść w zapomnienie razem z nim – wyjaśnia Waldemar Malinowski, najstarszy wnuk w linii męskiej. A jest o czym opowiadać: o walkach w szeregach Armii „Poznań”, o przymusowych robotach i o równie niełatwych czasach komunizmu, które prywatnemu przedsiębiorcy mocno się dały we znaki. Po II wojnie światowej pan Konrad z rodziną osiedlił się w Ustroniu Morskim, gdzie założył prywatną masarnię – Poznańską Wytwórnię Wędlin. Zawodu nauczył się od ojca i był prawdziwym mistrzem w swoim fachu, a jego zakład otrzymał tytuł najlepszego w Polsce, co jednak nie uchroniło go przed przymusowym wcieleniem do gminnej spółdzielni. – Dziadek uczył nas bycia pracowitym, oszczędnym i punktualnym, bo przez całe życie sam taki był. Do pracy wstawał niemal o świcie, a solidność była dla niego najważniejsza. Mówił nam często, że jak coś się znacznie, to trzeba to skończyć – wspomina pan Waldemar. On także przywędrował nad morze i zamieszkał w Ustroniu Morskim, wsi, z którą jego dziadek związał niemal całe swoje życie. – Był społecznikiem, wciąż gdzieś działał. Uczestniczył nawet w nadawaniu nazw ulic w Ustroniu i był bardzo dumny z tego, że jego ulice przetrwały po upadku komunizmu, nie trzeba było ich zmieniać – opowiada o dziadku pan Waldemar.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się