Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Głodówka o szkołę

Strajk w Dąbkach. – Wójt bierze nas na przeczekanie. Liczy, że się załamiemy – mówi Agnieszka Czupajło, jedna z głodujących. Kilka godzin później lekarze zdecydowali, że dalej protestować nie może. Po tygodniu strajku z drugą głodującą matką trafiły do szpitala.

Siódmy dzień protestu. Na sali konferencyjnej darłowskiego Urzędu Gminy na materacach koczuje pięć zdesperowanych kobiet. To matki uczniów dąbskiego Zespołu Szkół im. Ratowników Morskich i babcia chłopca, który od września ma tam rozpocząć naukę. Dla trzech z nich to siódmy dzień głodówki. Rozpoczęły strajk po tym, jak radni przegłosowali likwidację placówki.

Mieszkańcy kontra wójt

Atmosfera jest bardziej nerwowa niż przez kilka ostatnich dni, bo za chwilę mają się rozpocząć pierwsze od tygodnia rozmowy przedstawicieli gminy z protestującymi. Drzwi nie zamykają się ani na chwilę. Do głodujących kobiet dołączają mieszkańcy Dąbek i okolicznych miejscowości. Po wylegitymowaniu się strażnikowi mogą wejść na salę. To zabezpieczenie pojawiło się rano. – Pan wójt chce wiedzieć, kto popiera protest, żeby później wyciągnąć konsekwencje – mówią z przekąsem mieszkańcy. Nadzwyczajnych środków ostrożności jest więcej. Od początku protestu to, co dzieje się w pomieszczeniu okupowanym przez kobiety, rejestrowane jest przez kamery. Przekaz live w sieci. Tej nocy kobiety też zostały obudzone przez policję, która otrzymała zgłoszenie o zakłócaniu porządku w Urzędzie Gminy. – Nie damy się sprowokować – powtarzają jednak i czekają na rozpoczęcie rozmów. Chwilę wcześniej „strona gminna” próbowała usunąć z sali konferencyjnej jednego z dziennikarzy. Po kilku minutach jest ich już więcej, więc odpuszczają. Ale na zebranie zespołu roboczego złożonego z przedstawicieli jednej i drugiej strony konfliktu media wejść nie będą mogły. Taką decyzję podejmuje radny Jerzy Krzyżanowski, przewodniczący zespołu. On też apeluje do kobiet, żeby na czas pracy zespołu… przerwały głodówkę. – Jak to? Mamy skoczyć na pizzę? A potem dalej głodować? – pytają retorycznie. Choć nerwy są już napięte jak postronki, spokojnie odpowiadają na pytania kolejnych dziennikarzy – tych, którzy relacjonują protest od początku, i tych, którym opowiadają swoją historię po raz pierwszy. Cierpliwie znoszą kamery i błyskające flesze. – Robimy to dla naszych dzieci – powtarza jak mantrę Agnieszka Czupajło.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy