Według ks. Jana Kaczkowskiego szału nie ma. Jednak książka, której jest bohaterem i współautorem zupełnie temu przeczy.
Umieranie w naszym kraju nadal jest tematem tabu. "Szału nie ma, jest rak" to książka, która przełamuje stereotypy. Bo choruje się zarówno na życie, jak i na śmierć. Każdy, kto uważa, że ta pozycja to wyciskacz łez bez happy endu, bardzo się zdziwi. To książka dająca więcej siły i nadziei niż można się spodziewać.
"Szału nie ma, jest rak" to wynik wielogodzinnych rozmów Katarzyny Jabłońskiej z ks. Janem Kaczkowskim, który jest twórcą hospicjum domowego w Pucku oraz hospicjum stacjonarnego. Mimo nieuleczalnej choroby pracuje obecnie nad otwarciem hospicjum domowego dla dzieci. W Koszalinie, gdzie w sali Studia Koncertowego im. Czesława Niemena w Radiu Koszalin spotkał się z mieszkańcami miasta. Słuchaczy zarażał optymizmem i wolą życia. Bo 36-letni ksiądz, doktor teologii moralnej i bioetyk, mówiący o swoich zmaganiach z chorobą z takim spokojem wzmacnia wiarę w Boga.
Ks. Jan Kaczkowski o tym, że ma glejaka, czyli nowotwór centralnego układu nerwowego, dowiedział się przez przypadek. - Był to zupełny szok, kiedy wracałem z kliniki łzy ciekły mi po policzkach, wtedy uświadomiłem sobie, że najprawdopodobniej po raz ostatni samodzielnie prowadzę auto - wspomina. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Operacja, chemia, naświetlania, druga operacja. I mediana wyrokująca tylko 14 miesięcy życia. W sierpniu mija ten wyznaczony termin, a ks. Jan ani myśli kończyć swoją ziemską posługę.
Mimo choroby nie zamknął się na innych. - Cały czas się z kimś spotyka, uwielbia rozmawiać z chorymi z hospicjum. Praca sprawia, że widmo śmierci staje się mniej dostrzegalne - mówi Katarzyna Jabłońska. Ciągle myśli nad stworzeniem hospicjum dla matek, które wiedzą, że ich nienarodzone dzieci są chore. - Żeby bez presji mogły donosić ciąże i czuły, że ktoś je wspiera - mówi ks. Jan.
Spotkanie zakończyła seria pytań od słuchaczy. Urszula Łumianek, pracująca na co dzień w koszalińskim Hospicjum im. św. Maksymiliana Kolbego uważa, że częściej powinniśmy rozmawiać o odchodzeniu. - Bo spotykając osobę terminalnie chorą często nie wiem, jak się zachować, jak pomóc, żeby wesprzeć, a nie zdołować - mówi. Postawa ks. Jana bardzo ją zbudowała. - Powinniśmy się uczyć od tego człowieka, bo bez względu na diagnozę ks. Jan ma pełne zaufanie do Boga i nadal pracuje na rzecz innych - dodaje.