Dokładnie 30 lat temu, 25 lipca 1983 roku, w czasie budowy koszalińskiego seminarium zdarzył się tragiczny wypadek.
Jeden z kleryków pracujących przy budowie został rażony prądem, w wyniku czego zmarł na miejscu. Był to pochodzący ze Szczecinka Eugeniusz Sadowski, który ukończył pierwszy rok studiów. Jak się później okazało, kabel jednego z urządzeń stolarskich miał wadę fabryczną, co doprowadziło do tragicznego w skutkach przebicia.
- To uderzyło nas wszystkich, ale mnie szczególnie, bo to był mój najlepszy przyjaciel. Razem uczyliśmy się w szkole podstawowej i średniej. Wiele czasu spędziliśmy razem w jednej klasie i ławce. Razem służyliśmy do Mszy św. - wspomina ks. Andrzej Osowski, kolega z roku śp. Eugeniusza, obecnie proboszcz w parafii na terenie diecezji pelplińskiej.
- Ja pracowałem akurat przy zalewaniu stropu refektarza, a on przy stolarzach. Miał wyłączyć hebel i nastąpiło przebicie. Widziałem jak go wyrzuciło w górę, na wysokość ponad metra. Podbiegliśmy do niego, próbowaliśmy go reanimować, ale to już nic nie dało. Lekarz później mówił, że śmierć nastąpiła błyskawicznie - opowiada ks. Osowski. - Gdy wróciliśmy później do seminarium, a ja mieszkałem razem z nim w pokoju, miałem odczucie, jakby on tam cały czas był. Do dzisiaj go wspominam - dodaje.
Pogrzeb śp. Eugeniusza Sadowskiego odbył się 28 lipca 1983 roku w Szczecinku. Mszy św. przewodniczył bp Tadeusz Werno. W 30 rocznicę tragicznego wydarzenia z początków historii koszalińskiego seminarium Mszę św. w intencji zmarłego alumna odprawił ks. dr Wojciech Wójtowicz, nowy rektor.