Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Bóg nie ma wakacji

Ewangelizacja nadmorska 2013. Po raz piąty wyruszyli na plaże naszej diecezji. O żebraczym chlebie i bez pieniędzy. Zaufali Panu, a On ich prowadził.

Ewangelizacja nadmorska powoli staje się akcją, koło której nie sposób przejść obojętnie. Bo trudno usiedzieć w miejscu, kiedy Bóg przez tylu młodych ludzi zaprasza do swojego Kościoła. Ustronie Morskie Miejscowość nadmorska pogrążona w wakacyjnym zgiełku. Spotkać tu można całe rodziny i kolonistów. Ludzi z różnych zakątków Polski. Przyjechali nad morze odpocząć. Na plaży trudno znaleźć choć jedno wolne miejsce, żeby się rozłożyć. Wszędzie leżaki i parawany, zza których słychać rozmowy i śmiech. Nagle w tym sielankowym klimacie ktoś zaczyna mówić o Bogu. Pyta o życie wieczne, wręcza obrazek i zaprasza na wieczorną Mszę św. Ktoś inny śpiewa piosenkę mówiącą o Bożej miłości. Turyści z zaciekawieniem podnoszą głowy. Ożywiają się, zaczynają machać. Niektórzy wdają się w dyskusję. O wierze. Są zdziwieni, że Kościół przyszedł do nich... na plażę. Dominik, 34-letni przedsiębiorca z Krakowa, o letniej akcji ewangelizacyjnej dowiedział się na 2 tygodnie przed jej rozpoczęciem. Jak sam przyznaje, jest „świeżakiem” w sprawach wiary, ale czuł ogromną potrzebę serca, żeby przyjechać.

– Mój powrót do Kościoła miał miejsce w lutym tego roku. Poszedłem na Mszę św., gdzie młodzież śpiewała i modliła się w taki sposób, który bez reszty mnie pochłonął. Wtedy coś w środku drgnęło, bo zobaczyłem nowe, odmłodzone oblicze Kościoła. To mnie zbliżyło do Boga – mówi. Zostawił swoją firmę, żeby na ten krótki czas w całości oddać się Jezusowi. – To było ogromne wyzwanie, bo jestem przyzwyczajony do posiadania pieniędzy, którymi mogę zapłacić za to, czego potrzebuję. A tu idę bez portfela i pewności, że jutro zjem. Najbardziej zaskakujące jest to, że się tym nie martwię. Zyskałem wewnętrzny spokój, bo wiem, że dostanę to, co Bóg uzna, że jest mi niezbędne – dodaje Dominik. Dni, które spędził na plażach naszej diecezji, uważa za najlepsze rekolekcje, w jakich mógł uczestniczyć. – Wątpię, abym w Krakowie zdecydował się przez taki czas, dzień w dzień, uczestniczyć w jakiś spotkaniach – wyjaśnia. Jak na nowicjusza, świetnie sobie radzi z ewangelizacyjną robotą. – Myślałem, że na plaży spotkam samych wrogo nastawionych do Boga ludzi, którzy będą nam wypominać, że zakłócamy ich wypoczynek. A tu takie pozytywne zaskoczenie. Oni chcą nas słuchać – mówi. Zdecydował się nawet, że będzie podchodził do tych wczasowiczów, którzy wyglądają na zupełnie zobojętniałych w stosunku do Jezusa. Bo pozory potrafią mylić. – I mylą. Wielu z zainteresowaniem przyjmowało ulotki, dopytując się o naszą akcję i mówiąc, że to fajnie, że Kościół się ożywia – przyznaje przedsiębiorca. Przekonał się również, że ewangelizować może każdy. – Wydawało mi się, że jest to zastrzeżone dla wybranych, ale teraz wiem, że tutaj odnajdzie się każdy, posiadający Boga w sercu – mówi. Największym wyzwaniem dla Dominika nie było samo wyjście na plażę, ale podróż pociągiem na ewangelizację. – W pewnym momencie dziewczyny wyciągnęły różańce. To była dla mnie nowość, że bez skrępowania przy ludziach się modliły. Ja nigdy tego nie robiłem i takie świadczenie o Bogu uważam za wyraz ogromnej odwagi i miłości – dodaje.

Boże szaleństwo

Po rekolekcjach, które odbyły się w koszalińskim Domu Miłosierdzia, ewangelizatorzy z całej Polski wyruszyli w dwóch grupach na wybrzeże naszej diecezji. O żebraczym chlebie, bez zapewnionego noclegu przez prawie dwa tygodnie głosili Dobrą Nowinę na plażach. Modlitwą, śpiewem, pantominą przypominali, że Bóg nie robi sobie wakacji od miłości do człowieka. Kulminacyjnym punktem każdego dnia była wieczorna Msza św., w czasie której kościół był zawsze pełny. Anna Pawłowska od 8 lat mieszka w Niemczech. Razem z mężem przyjechała na urlop. Do kościoła zaprosili ją ewangelizatorzy spotkani na plaży. – Jestem pod ogromnym wrażeniem tych młodych ludzi, którzy mimo upału z taką energią głoszą Boga. Docierają do ludzi w każdym wieku i zarażają Bożym szaleństwem – mówi. Inicjatywa bardzo się pani Annie spodobała. Zwłaszcza, że widzi nadzieję na ożywienie wiary wśród młodzieży. – Z młodymi, którzy nie wynoszą wiary z domu, jest ciężko, bo chcąc dostosować się grupy rówieśników, często powtarzają utarte stwierdzenia, że: „Kościół to przeżytek dla starszych ludzi”, a przecież każdy zostanie rozliczony ze swojego życia – wyjaśnia turystka. I dodaje: – Nie powinniśmy wstydzić się wiary, ale również nikt nie powinien nas za nią szykanować, co – niestety – się zdarza. Kleryk Łukasz Dawidowicz jest alumnem 5 roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy