73-letni Łotysz przemierza Europę na dwóch kółkach. Zwiedza, poznaje ludzi, a przede wszystkim cieszy się swoim zdrowiem.
Leontijs Romanovskis od 9 lat odbywa swoją podróż życia. Oczywiście na rowerze.
Dziarski kolarz z rowerowego siodełka zwiedził już kilkanaście europejskich krajów. – Byłem we Włoszech, w Watykanie 2 razy, a oprócz tego poznałem Hiszpanię, Francję, Austrię, byłem w Czechach, na Słowacji – wylicza. Skonstruowanym przez siebie pojazdem z przyczepką wjechał nawet na szczyt Etny.
Dokumentuje to w albumach, w których, oprócz pieczątek z mijanych po drodze miast i miasteczek, zbiera również podpisy… szefów odwiedzanych państw. Wprawdzie nie udało mu się tym razem spotkać z prezydentem Polski, ale kancelaria Bronisława Komorowskiego postawiła w albumie odpowiedni stempelek.
Dlaczego jeździ? – Bo mogę, bo mam siły – odpowiada krótko pan Leontijs. – Postanowiłem udowodnić sobie, że skoro pokonałem cukrzycę, stać mnie na dużo więcej. Kiedyś czułem się słaby, nie mogłem przejść kilometra, teraz pokonuje ich tysiące – dodaje.
Jak twierdzi ekscentryczny podróżnik lekarstwo na jego chorobę również było niekonwencjonalne: ocet.
W tym roku miał odwiedzić Hiszpanię, Belgię i Holandię, ale zatrzymał go wypadek w Niemczech. Zawrócił więc do Polski, bo jak mówi, tu czuje się najlepiej.
– Dużo życzliwych ludzi u was, w Szczecinie pomogli mi naprawić rower. A i ja mam polskie korzenie, bo tata był Polakiem. Tylko po polsku za bardzo nas nie uczył mówić, bo miał mnóstwo pracy. Ale do Polski przyjeżdżam najchętniej – opowiada pan Leontijs, doskonale radząc sobie z zawiłościami języka przodków.