Do koszalińskiej parafii pw. św. Wojciecha przyjechała kopia Cudownej Piety ze Skrzatusza. Było nocne czuwanie i... "polała się krew".
Peregrynacja rozpoczęła się w sobotę wieczorem. Specjalna delegacja przywiozła figurę, na którą na kościelnym placu czekała spora grupa wiernych z zapalonymi świecami w rękach.
Po Mszy św. rozpoczęło się całonocne czuwanie, podczas którego do wczesnych godzin rannych cały czas odmawiano Różaniec.
- Ta całonocna modlitwa jest potrzebna naszej parafii. Mamy tyle spraw, a przecież, jak to powiedział nasz biskup, to jest Matka naszej nadziei. Dzisiaj naprawdę wielu ludzi traci nadzieję - zauważa ks. Hryckowian.
- Będziemy się też modlić za tych, którzy już w ogóle się nie modlą, aby przypomnieli sobie drogę do Boga - dodaje kapłan.
- Ja zapisałem się na drugą w nocy. To nie jest tak, że nie mogę spać, ale po prostu chcę przyjść (śmiech). To, że się zarywa noc, nie ma znaczenia. Nie robię tego dla siebie, ale dla rodziny, dla Matki Bożej, dla Boga. To jest wielka łaska, że mogę przyjść do kościoła i trochę się pomodlić. To nie jest dla mnie jakiś szczególny wysiłek - mówi Bartosz Ilecki.
W niedzielę na każdej Mszy św. proboszcz odmawiał specjalny akt zawierzenia parafii Matce Boskiej Skrzatuskiej. Uroczyście zainaugurowano także pierwszą w parafii młodzieżową różę Żywego Różańca.
- Zapisałam się do róży, bo stwierdziłam, że to może być okazja, żeby zrobić coś dobrego. To jest konkretne zobowiązanie, więc pewnie będzie to dla mnie sprawdzian, czy dam radę. Myślę, że łatwo nie będzie, bo jestem trochę roztrzepana, ale mam nadzieję, że się uda - przyznaje szesnastoletnia Karolina.
Niedzielna akcja oddawania krwi w mobilnym punkcie przy kościele ks. Wojciech Parfianowicz /GN Spotkanie z Matką Boską Skrzatuską w parafii św. Wojciecha nie ograniczyło się jedynie do modlitwy i zawierzenia. Przez całą niedzielę pod kościołem stał specjalny czerwony autobus, czyli mobilny punkt poboru krwi.
Sam autobus z zewnątrz wygląda zupełnie jak typowy autokar przewożący turystów. Po wejściu do środka okazuje się, że jest to nowoczesny, dobrze wyposażony minioddział szpitalny przystosowany do pobierania krwi. Kilkudziesięciu parafian oddało w nim krew dla koszalińskiego oddziału krwiodawstwa.
- Celem tej akcji, współorganizowanej przez parafię, jest pozyskanie nowych dawców krwi, a także popularyzująca samej idei krwiodawstwa. Taki pojazd bardzo się przydaje, ponieważ upraszcza dotarcie krwiodawcy do nas. Pokazujemy tu, że oddanie krwi to nic strasznego i że naprawdę każda zdrowa osoba może to robić bez żadnej szkody dla siebie - mówi obecny na miejscu lekarz Waldemar Ślęzak, kierownik oddziału krwiodawstwa w Koszalinie.
- Na pewno będzie tu dzisiaj 30 dawców. Od każdego pobiera się 450 ml, czyli pozyskamy prawie 15 litrów krwi. Potrzeby są różne i trudno je przewidzieć. Duża część zapotrzebowania to sytuacje związane z wypadkami drogowymi. Kolejna spora grupa to pacjenci zakwalifikowani do jakichś operacji, przy których też często potrzeba krwi. Czasami jest tak, że krwi brakuje i operację trzeba przekładać. Jest więc ciągła potrzeba krwi i brakuje właściwie każdej grupy - dodaje lekarz.
- Oczywiście wcześniej trzeba się zbadać, ale samo pobranie to zaledwie 10 min. Ilość krwi, jaką pobieramy, jest bezpieczna i nie powoduje złego samopoczucia - mówi Maria Bindas, pielęgniarka.
- Jeżeli mogę zrobić coś, co jest komuś tak bardzo potrzebne, to robię to z przyjemnością. Naprawdę wszystko jest bardzo profesjonalnie przygotowane, nie ma się czego bać. Nie tak dawno temu, mój tata był w szpitalu i miał zabieg. Potrzebna była transfuzja i sam przyjmował krew. Jeżeli znaleźli się tacy, którzy oddali swoją krew, żeby mój tata mógł z niej skorzystać, to dlaczego ktoś nie mógłby teraz skorzystać z mojej. Jeśli można komuś oddać kawałek siebie, to czemu nie - przyznaje Jarosław Ogierman, 44-letni mieszkaniec parafii.