Nie licząc ruin w Trzęsaczu, świątynia w Sarbinowie to prawdopodobnie najbliższy linii brzegowej kościół parafialny w Polsce. Od Bałtyku dzieli go zaledwie 50 metrów.
Dziewiętnastowieczny kościół z czerwonej cegły widać z plaż wielu pobliskich miejscowości, a także z morza. Charakterystyczna wieża, która wznosi się na wysokość 40 metrów, bywa nawet często mylona z latarnią morską. Zresztą wieża ta pełniła w swej historii funkcję sygnalizacyjną.
Dla mieszkańców kurortu silny wiatr nie jest czymś niezwykłym, dlatego są raczej dobrze przygotowani. Także sama świątynia jest odpowiednio przystosowana do silnych podmuchów.
- Czekamy i nie poddajemy się złowieszczym informacjom, mimo że jest to kościół frontowy. Po rozebraniu jednego domu, który był naprzeciwko i stanowił taką pierwszą barierę przed wiatrem, to nasza świątynia będzie teraz pierwszą przeszkodą dla huraganu - mówi ks. Piotr Kuta, proboszcz.
- Od strony morza mamy witraże, które są dobrze zabezpieczone specjalnym dodatkowym oknem, aby nie dopuścić do uszkodzeń spowodowanych silnymi podmuchami. Wieża jest tak zbudowana, że naturalnie poddaje się naporom wiatru. Po prostu się rusza. Zdarza się, że parę cegieł potrafi jednak wyskoczyć - zauważa proboszcz.
- Woda raczej do miejscowości się nie dostanie. Mamy promenadę, która ma 1264 metry długości i de facto jest takim murem ochronnym przed naporem wody. Promenada została niedawno odnowiona i przed wakacjami oddana do użytku. Nie sądzę, by gdzieś jeszcze na naszym wybrzeżu można było zobaczyć coś podobnego - przyznaje ks. Kuta.
Proboszcz z Sarbinowa ma nadzieję, że także i tym razem wiatr nie wyrządzi większych szkód ani świątyni, ani mieszkańcom parafii.