Ponad 60 ministrantów pojechało ze swoimi księżmi na gdański stadion, aby kibicować ulubionym drużynom.
Najpierw Msza św. w białej komży, po drodze Koronka do Bożego Miłosierdzia, a potem zielono - biały szalik i już można zasiąść na trybunach bursztynowego stadionu.
W niedzielę 8 grudnia na boisku PGE Areny w Gdańsku odbył się mecz 20. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy miejscową Lechią a warszawską Legią. Wśród prawie 11 tys. kibiców byli też ministranci z naszej diecezji.
Ks. Wojciech Panek, wikariusz parafii mariackiej w Słupsku, zapalony kibic Lechii, już po raz kolejny zorganizował wyjazd. Swoich podopiecznych na mecz zabrali też ks. Marcin Wolanin, ze słupskiej parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, ks. Mateusz Kopaniecki SDB z parafii pw. Świętej Rodziny również w Słupsku, ks. Bogusław Płocharski z parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Ustce oraz ks. Tomasz Kmiecik, z parafii pw. św. Wojciecha w Kołobrzegu.
- Przeważnie jest nas ponad 50 osób, a raz udało się nawet zebrać dwa autokary, czyli prawie 120 chłopaków. Widzę, że jest wielu ministrantów, którzy naprawdę bardzo lubią te wyjazdy. Kiedy wracamy z meczu, od razu pytają, kiedy będzie następny wyjazd - mówi ks. Wojciech Panek.
- Ja od małego lubiłem grać w piłkę nożną, a także kibicować. To coś więcej niż hobby, relaks, czy oderwanie się od pracy. To sposób na życie. Kibicowanie ma w sobie pewne emocje, które trudno opisać. W prawdziwym kibicowaniu chodzi też o wyznawanie pewnych wartości, których uczy sport, jak choćby postępowania fair play, wytrwałości, walki do końca - tłumaczy ks. Panek.
- Kibicowanie uczy identyfikacji z grupą. Kiedy mamy naszą ulubioną drużynę, zaczynamy zakładać jej barwy, śpiewać przyśpiewki i być z nią na dobre i na złe - mówi ks. Marcin Wolanin. - Kibice często przedstawiani są w złym świetle, bo rzeczywiście są też i tacy, którym nie chodzi o mecz, ale o chuligaństwo. Ale to margines. Rzadko się mówi o akcjach charytatywnych organizowanych przez kluby kibica. Bycie kibicem nie oznacza, że ktoś jest bandytą - dodaje duszpasterz.
Kibicowanie wyzwala emocje ks. Wojciech Parfianowicz /GN Rzeczywiście, na stadionie widać też było kilkuletnie dzieci, które przyszły na trybuny razem ze swymi rodzicami. Mimo przenikliwego zimna było ich całkiem sporo.
Z pewnością zostając w domu przed telewizorem można zasiąść w wygodnym fotelu, spokojnie obejrzeć powtórki i przede wszystkim nie jest tak zimno. Pomimo tych niewątpliwych udogodnień, są tacy, którzy wolą pójście na stadion, nawet w połowie grudnia. - To nie ma znaczenia, że jest zimno. Są tu takie emocje, które potrafią rozgrzać. Oglądanie w telewizji to nie to samo. Kibic to jest ktoś, kto dopinguje swoją drużynę, przestrzega zasad, a kibol przychodzi tylko po to, żeby się awanturować. Prawdziwe kibicowanie uczy szacunku do innych, bo tu nie chodzi o to, żeby obrażać drużynę przeciwną, tylko żeby dopingować swoich - mówi Michał Kaczkowski, ministrant ze Słupska, gimnazjalista.
Pan Tomasz Kroplewski ze Słupska zabrał na mecz swojego 9-letniego syna, który na co dzień jest ministrantem w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. - Syn bardzo interesuje się piłką. Ma w tym względzie bogatszą wiedzę ode mnie. Myślę, że między innymi dlatego został ministrantem, ponieważ może z kolegami pograć. Miałem obawy, żeby tu przyjechać, bo różne rzeczy się słyszy, ale widzę, że jest naprawdę bezpiecznie. To dobry sposób na to, żeby dać taki zdrowy upust emocjom, które się w nas gromadzą - przyznaje tata młodego kibica.
Mecz zakończył się zwycięstwem Lechii 2:0. Obie bramki zostały zdobyte z rzutów karnych.
Szerszy materiał o kapłańskim i ministranckim kibicowaniu w numerze 1/2014 "Gościa Koszalińsko - Kołobrzeskiego".