Rzesza mieszkańców Szczecinka wyszła na ulice miasta, by razem z Mędrcami ze Wschodu podążać za betlejemską gwiazdą.
Orszak wyruszył spod kościoła oo. redemptorystów w samo południe. W papierowych koronach, śpiewając kolędy, mieszkańcy Szczecinka pomaszerowali za Trzema Królami, którzy konno wyruszyli szukać Świętej Rodziny.
Szczecinecki orszak, który odbył się po raz drugi, to prawdziwe uliczne jasełka. Biorą w nich udział ludzie różnych profesji. Są wśród nich także samorządowcy.
Wszyscy gruntownie przygotowywali się do odgrywania swoich ról. – To bardzo odpowiedzialne zadanie, nie tylko dlatego, że trzeba opanować jeszcze zwierzę. To bardzo duże wyróżnienie, ale i wyzwanie – przyznaje Ryszard Jasionas, odgrywający rolę Kacpra. – Wyczytaliśmy, że mędrców musi być przynajmniej trzech: jeden bardzo młody, jeden czarnoskóry i jeden w podeszłym wieku, prawdziwy mędrzec z doświadczeniem życiowym.
Scenarzystą i reżyserem tych ulicznych jasełek jest Jadwiga Nowak. Pod jej czujnym okiem przygotowania do świętowania trwały od początku grudnia.
– Aktorami są mieszkańcy Szczecinka. Wśród nich jest i emeryt, i pracownik fizyczny, ale także samorządowcy. Najlepsze jest to, że orszak przygotowują nie tylko parafie, ale i instytucje, urzędy i organizacje działające w mieście i władze miejskie. To świadczy o dobrej współpracy – mówi ks. Marek Kowalewski, proboszcz parafii pw. św. Franciszka i pomysłodawca szczecineckiego maszerowania.
Przy kościele mariackim na orszak czekał Setnik, w rolę którego wcielił się poseł Wiesław Suchowiejko oraz król Herod, czyli Krzysztof Lis, starosta szczecinecki.
Potem orszak pomaszerował do parku miejskiego, gdzie w stajence Trzej Królowie odnaleźli Nowonarodzonego. Zgodnie z tradycją złożyli Mu pokłon i dary, a później wzięli udział we wspólnym kolędowaniu.
Podczas marszu gromko wyśpiewywano kolędy i pastorałki, a także odgrywano scenki. Nastrój radości i zabawy udzielał się nie tylko najmłodszym. Dorośli równie chętnie wkładali przebrania. – W każdej sytuacji warto być mędrcem, choć nie zawsze mi to wychodzi – przyznaje ze śmiechem Mariusz Piotrowicz. Razem z żoną chętnie włożyli korony na głowy. – Warto pokazać, że jesteśmy razem, że jest nas dużo, że jesteśmy przywiązani do swojej wiary i tradycji.
– To piękne, że udało się wyrwać tysiące ludzi sprzed telewizorów i komputerów, ale to przede wszystkim manifestacja naszej wiary. Pokazujemy wszystkim, że chrześcijaństwo jest religią radości a nie smutku – dodaje ks. Marek.
Oprócz tego, że zdjęcia można obejrzeć w galerii poniżej, można też je zakupić w rozdzielczości nadającej się do druku. Żeby dowiedzieć się, jak to zrobić, należy kliknąć TUTAJ.