Około 200 osób wzięło udział w szczecineckim marszu solidarności z Ukrainą.
Piątek, 7 marca
Początek marszu na placu Wolności
ks. Wojciech Parfianowicz /GN
Uczestnicy manifestacji wyruszyli spod ratusza. Przeszli ulicami miasta w kierunku osiedla Zachód, gdzie przy budującej się cerkwi greckokatolickiej wzięli udział w krótkim nabożeństwie.
Wiele osób niosło flagi: polskie, ukraińskie i Unii Europejskiej. W czasie drogi nie skandowano żadnych haseł, ponieważ w założeniu organizatorów miał to być marsz milczenia.
W manifestacji wzięło udział wielu mieszkańców Szczecinka, a także delegacja z Białego Boru. Obecni byli lokalni parlamentarzyści oraz przedstawiciele władz samorządowych ze starostą szczecineckim Krzysztofem Lisem na czele.
- Popieram Ukrainę, ponieważ sama jestem Ukrainką. Uważam, że źle się dzieje, dlatego moje miejsce jest tutaj. Powinnam pokazać, że się z tym nie zgadzam. Myślę, że Rosja tak naprawdę nigdy nie pogodziła się z tym, że Ukraina to osobne państwo - mówi Irena Perłowska z Białego Boru.
- Jesteśmy rodowitymi Polakami, ale mamy na Ukrainie rodzinę, też Polaków. Mieszkają w Kijowie, Diepropietrowsku i w Charkowie. Dlatego właśnie solidaryzujemy się z tym, co tam się teraz dzieje. Kto nie reaguje na bezprawie, ten sam kiedyś zostanie dotknięty bezprawiem. To, co się dzieje na Krymie, na Ukrainie, jest ze strony Rosji przejawem arogancji i buty, która, jeśli nie zostanie jakoś zatrzymana, może być powtórką z roku 1939. Trzeba pokazać, że nie chcemy wojny, że się z tym po prostu nie zgadzamy - podkreśla Dariusz Krupski, który na marsz przyszedł z żoną i córką.