Diecezjalne obchody Dnia Świętości Życia odbyły się w kościele św. Wojciecha w Koszalinie.
- Warto, byśmy w naszym życiu patrzyli czasem w dół, schylali się, bo tylko w ten sposób możemy zobaczyć Boga, który się uniżył. Maryja też musiała się uniżyć, żeby usłyszeć Jego głos i zwiastowanie. Tu chodzi o pokorę. Musimy być pokorni, bo tylko w ten sposób będziemy potrafili usłyszeć, co mówi do nas Bóg - mówił ks. Łukasz Gąsiorowski, diecezjalny duszpasterz rodzin.
Homilię wygłosił ks. dr Krzysztof Włodarczyk, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego w kurii biskupiej. Zaznaczał w niej, że Panem życia jest Bóg. - Trudno jest patrzeć na zdobycze technologiczne, a z drugiej na słabość człowieka w ratowaniu ludzkiego życia. Technika, która ma pomóc ratować życie ludzkie, staje się jego przeciwnikiem. Ta technologia pozwala budować coraz bardziej precyzyjne urządzenia, a z drugiej strony, gdy chodzi o życie ludzkie, proponuje się rozwiązanie na skróty - unicestwienie. Przy pomocy technologii możemy zrobić wszystko z wyjątkiem uczynienia naszej planety bardziej kochającą i szczęśliwą - mówił.
Zauważył też, że sensem życia jest kochanie i przyjmowanie miłości. - Życie człowieka może mieć właściwy smak, wielkość i godność, gdy staje się on zdolny przyjąć miłość i obdarzać miłością. To jest dynamika człowieka, siła, która nas rozwija. Człowiek z natury jest zdolny do kochania i doświadczania miłości. Jeśli tego nie doświadczamy, to umieramy - powiedział.
Nawiązał też w homilii do encykliki „Evangelium Vitae” - Człowiek ma obowiązek respektować świętość życia. To polega na nieprzypisywaniu sobie jakiejkolwiek władzy nad życiem. Ma być posłuszny zasadzie nienaruszalności życia ludzkiego od poczęcia do śmierci - przypomniał duszpasterz.
- Dzień świętości życia to też nasz dzień. To mój dzien. To moje świętowanie. Jestem człowiekiem. Noszę w sobie obraz Boga. Jestem zdolny do kochania i przyjmowania miłości. Czy my dzisiaj patrzymy na nasze życie jak na historię świętą? Czy patrzymy na nie dobrym okiem i sercem pełnym wdzięczności Bogu za to, że żyjemy? - pytał.
W czasie Mszy św. kilkadziesiąt osób podjęło też duchową adopcję dziecka poczętego.
Osoby, które podjęły duchową adopcję, składały pisemne deklaracje Justyna Steranka /GN Wanda Suproń podjęła ją po raz drugi. - Dla mnie dzieci są bardzo ważne. Moja córka też jest w ciąży, dlatego tym bardziej chcę podjąć tę modlitwę - przyznaje. - Dziecko to jest dar od Pana Boga. Mam dwoje dzieci i jestem szczęśliwa, że Pan Bóg mnie nimi obdarzył. Modlę się, by inne matki zdecydowały się mimo choroby czy innych trudności, żeby pozwolić swoim dzieciom żyć. Póki będę żyła, będę tę adopcję kontynuowała - dzieli się.
Duchową adopcję podjęło też wielu mężczyzn. - Od dłuższego czasu już myślałem, żeby to zrobić. Tak naprawdę nieoficjalnie już się modliłem za dzieci nienarodzone, więc dziś postanowiłem to dopiąć na ostatni guzik - przyznaje Miłosz Janczewski. - Niestety, mężczyzna z różańcem to nie jest zbyt częsty widok, ale czas to zmienić.
Duchowa adopcja dziecka poczętego polega na odmawianiu przez dziewięć miesięcy dziesiątki różańca oraz specjalnej modlitwy w intencji dziecka, którego życie jest zagrożone zagładą. Duchową adopcję rozpoczynamy od złożenia przyrzeczenia, które powinno być składane w sposób uroczysty w kościele. Przyrzeczenie duchowej adopcji może być też składane prywatnie przed Krzyżem, najlepiej w któreś święto Matki Bożej. Takie przyrzeczenie składamy wówczas, gdy nie ma warunków do uroczystego złożenia go w kościele z pełnym ceremoniałem. Adoptujemy każdorazowo tylko jedno nieznane nam dziecko zagrożone aborcją. Pan Bóg zna jego imię i On sam nam je wybiera.
Można ją podejmować przez cały rok, nie tylko w uroczystość Zwiastowania NMP.
Więcej informacji tutaj.