Mieszkańcy Koszalina mieli okazję spotkać się z Marcinem Kydryńskim, dziennikarzem muzycznym, podróżnikiem i fotografikiem. W Koszalińskiej Bibliotece Publicznej opowiadał o muzycznych fascynacjach, wędrowaniu po Afryce, a przede wszystkim o swojej miłości do Lizbony.
Uczucie to zamknął w swojej książce „Lizbona. Muzyka moich ulic”, którą prezentował podczas spotkania.
Jak przyznaje ksiązka nie jest przewodnikiem po portugalskiej stolicy, ale raczej zaproszeniem do pójścia na spacer ulubionymi ulicami autora.
- Szukałem języka, w którym mógłbym opowiedzieć o Lizbonie w inny sposób. To taka literatura spacerowa. Niespieszna wędrówka po moich miejscach. Już tytuł sugeruje, że nie dowiedzą się z niej państwo wszystkiego o Lizbonie. Jest kilka znakomitych przewodników po tym mieście i nie widziałem powodu, żeby pisać kolejny. Wolałem opowiedzieć o muzyce, która rozbrzmiewa na ulicach, po których codziennie chodzę – wyjaśnia Marcin Kydryński.
Książka, opatrzona autorskimi fotografiami, narodziła się z zachwytu miastem.
- Najbardziej urzeka mnie to, że Lizbona się nie zmienia. Przyjeżdżam tam przez kolejne lata i spotykam tych samych ludzi w tych samych miejscach. Domy rozpadają się coraz bardziej malowniczo. Starzejemy się razem. Jak pisał Czesław Miłosz o Litwie „wspólnie gubimy liście” - opowiada.
- Mój zachwyt tym miastem był tak wielki, że przez pierwsze dwa lata ja w ogóle nie fotografowałem Lizbony. Wydaje mi się, że tak bardzo łaknąłem Lizbony wszystkimi zmysłami, że nie chciałem nakładać kapelusza fotografa, bo wtedy staję się kimś innym - zdradza.
Podczas spotkania Marcin Kydryński podpisywał książki oraz sygnowaną swoim nazwiskiem najnowszą z serii siestowych płyt Karolina Pawłowska /GN Podróżnik zdradził także, że nie tylko Lizbona, jest bliska jego sercu. Szczególne miejsce zajmuje w nim także… Koszalin. - Jako dziecko, dokładnie 40 lat temu, przyjeżdżałem tutaj z rodzicami na jedne z najpiękniejszych wakacji, jakie pamiętam - przyznał na początku spotkania.
Sporo miejsca podczas wieczoru zajęła oczywiście rozmowa o muzyce, także tej, którą rozbrzmiewa Lizbona: o fado.
- Fado mnie wzrusza. Lubię jak grają wolno i smutno. A tak głównie grają fado. Ale moja znajomość fado, mimo, że mam chyba z 500 płyt, jest powierzchowna. W tej muzyce równie istotne, a wielu będzie się kłóciło, że najistotniejsze, jest słowo, które bywa najwyższej próby poezją. Nie rozumiejąc tego słowa lub znając tylko przekład, trudno się zagłębić w fado - mówi Marcin Kydryński.
Równie istotny był wątek afrykański. - Są takie miejsca w Afryce, do których bez wątpienia chciałbym wrócić. Dwa z nich są zaskakujące. Pierwsze to Namibia, gigantyczny kraj, w którym mieszka garstka ludzi. Kiedy tam wędruję, mam wrażenie, że towarzyszę stawaniu się świata, że to jest tak, jakbym wrócił do momentu, w którym Bóg w pierwszych dniach wymyślał niebywałe cuda świata. Jeszcze nie ma tam człowieka, nawet zwierząt. Porażające, bezgraniczne piękno przyrody. Drugie miejsce to Sierra Leone, jeszcze wciąż dziewicze miejsce z dobrymi, życzliwymi ludźmi, co jest o tyle dziwne, że wszyscy pamiętamy, co oni przeszli - dzieli się wrażeniami ze swoich licznych podróży po Czarnym Lądzie.
Dziennikarz zdradził również czego będzie dotyczyć jego najnowsza książka. - W tej chwili pracuję na zamówienie National Geographic nad projektem afrykańskim, podsumowującym moje 20 lat na tym kontynencie. Od półtora roku jestem więc głównie w Afryce. To powoduje, że trochę Lizbona, a raczej ja, na tym cierpię - opowiada.
Jeszcze dziś będzie także okazja, żeby spotkać się z Marcinem Kydryńskim. O Lizbonie (i nie tylko) opowiadać będzie w Świeszynie, w Centrum Kultury „e-Eureka” o godz. 18.