W Słupsku odbyło się jedno z największych śniadań wielkanocnych w Polsce. Z zaproszenia skorzystało ok. 1,4 tys. osób.
Miejscowa Caritas ugościła ubogich ze Słupska i okolic już po raz ósmy. Śniadanie przygotowano w hali sportowej Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Ze względu na duże zainteresowanie, posiłek musiał odbywać się w czterech turach.
- Zapraszamy rodziny wielodzietne, osoby samotne, ubogich. Przychodzą też ludzie prosto z ulicy, bez zaproszeń. Ich tym bardziej tutaj wpuszczamy i karmimy. Przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi - mówi Lidia Matuszewska, szefowa Caritas przy parafii pw. św. Jacka, główna organizatorka spotkania.
- Ludziom trzeba przychylić nieba, ale i chleba - wyjaśnia sens organizowania takich spotkań ks. Jan Giriatowicz, znany słupski duszpasterz.
- Skąd mam na to? Chodzę i żebrzę. Dzięki Bogu ludzi dobrego serca nie brakuje. Dlatego na stole jest wszystko: żur, jajka w majonezie, ryby, ciasta itd. Myślę, że niektórzy normalnie nie mają tego w domach. Sponsorami są ludzie prywatni oraz przedsiębiorcy, którzy wolą raczej pozostać anonimowi. W przygotowanie posiłku zaangażowani są miejscowi restauratorzy, piekarnie, producenci żywności. Pracują tu członkowie Caritas i młodzi wolontariusze. Podziwiam szczególnie tych z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Są to przecież dzieci częściowo upośledzone, a proszę, jak pięknie przygotowały stoły. Rokrocznie nie mogę uwierzyć, jak wielu ludzi jest wokół tej sprawy - przyznaje Lidia Matuszewska.
Ks. Jan Giriatowicz błogosławi pokarmy ks. Wojciech Parfianowicz /GN - Jestem bezdomna, nie mam gdzie mieszkać, nie mam pracy, nie mam nic. Zbieram puszki po piwie i sprzedaję je na złomie. Chodzę do Caritasu po chleb, kupuję kostkę smalcu i to jest moje jedzenie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam obiad. Jest mi bardzo ciężko. Straciłam pracę, kuroniówka się skończyła, siostra wyrzuciła mnie z domu. Wylądowałam na ulicy. No, owszem, święta nie jestem i czasem wypiję - opowiada o sobie p. Ewa, która skorzystała z zaproszenia na śniadanie.
- Przyszłam z wnuczkami. Jestem sama, mama ich jest chora, więc wzięłam je i przyszłam. Przyprowadziłam czwórkę, bo piąta nie chciała przyjść. Może i troszkę się wstydziła. Uważam, że przyjście tutaj to żaden wstyd. Są tacy ludzie, którzy nie mają wiele, są biedni, czy bezdomni, a takie spotkanie jest jednak na poziomie. Jestem tu pierwszy raz i jestem zachwycona - mówi p. Małgorzata.
Aby śniadanie dla tak wielu osób mogło przebiegać sprawnie i godnie, nad porządkiem musiało czuwać wiele osób. Jedna z wolontariuszek dzieli się swoimi spostrzeżeniami: - Dzisiaj obsługujemy ludzi, którzy tu przychodzą, czyli nakładamy im jedzenie, odnosimy brudne talerze. Generalnie robimy za kelnerów. Wydaje mi się, że w większości są to ludzie, którzy gdzieś się w życiu zgubili i dlatego potrzebują, żeby im pokazać, że są dla kogoś ważni. Takie spotkania uczą inaczej patrzeć na świat, tzn. żeby nie widzieć tylko siebie, ale także umieć dostrzec potrzeby innych, którzy potrzebują pomocy - mówi Martyna z I LO w Słupsku.
Wszystkie dzieci, które przyszły na śniadanie organizowane przez Caritas, otrzymały świąteczne paczki ze słodyczami. Przez cały czas podczas posiłku grał zespół "Iluzjon".