Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Mówią do nas: „Mamo!”

- Gdybyśmy się zatrzymali na ich niepełnosprawności fizycznej, to byłoby trudno, ale jak się pozna serca tych dzieci, to się człowiek w nich zatopi - opowiada Emilia Ziber, katechetka.

W Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Warninie przebywa 67 uczniów. To osoby w wieku od 7 do 24 lat, z upośledzeniem lekkim lub umiarkowanym. Mieszkają tam cały rok, z wyjątkiem wakacji i ferii.

Szkoła życia

Zadaniem nauczycieli i wychowawców jest przede wszystkim pomoc w przystosowaniu ich do życia. – Chcemy, żeby umieli sobie radzić na co dzień. Żeby potrafili się ubrać, umyć, posprzątać. Uczymy ich prostych czynności, np. pracy w ogródku. Nie mogą pracować zawodowo, muszą być cały czas wspierani, ale jest szansa, że jakość ich życia będzie lepsza – wyjaśnia Alina Składanek, dyrektor placówki. Tę jakość życia poprawia się także, mówiąc dzieciom o Panu Bogu. Skutecznym sposobem okazała się muzyka. Dlatego w SOSW zorganizowano I Konkurs Piosenki Religijnej. – Jak zaczęłam tu uczyć, zauważyłam, że mocną stroną dzieci jest śpiew. Łatwo wpadają im do głowy proste teksty. Kiedy powtarzamy melodie, to dzieci dość szybko je zapamiętują, stąd pomysł na konkurs – wyjaśnia Emilia Ziber, katechetka i wychowawca w SOSW. – Trudno jest mówić niepełnosprawnym dzieciom o Panu Bogu, bo wiele jest pojęć abstrakcyjnych. Śpiewanie piosenek religijnych jest jednak okazją, by dzieci zbliżyły się do Niego. Staramy się im Go pokazać, m.in. ucząc ich szacunku do siebie – dodaje E. Ziber. Ta szkoła życia polega również na pomocy w radzeniu sobie z problemami. – Czasem, jak mają trudny dzień, wystarczy ich poklepać po ramieniu albo zrobić im herbatę – przyznaje pani Emilia. – Wiele z nich ma też upośledzenie fizyczne. Jeśli się zatrzymać na tym, co jest widoczne, to może być trudno nawiązać kontakt z takimi dziećmi. Ale jak się pozna ich serce, to się człowiek w nich zatopi – mówi. Praca z takimi dziećmi to często lata oczekiwania na jakiekolwiek postępy. – Było tak, że dwa lata uczyliśmy ucznia zawiązywać buty. To wydaje się śmieszne, ale dla nas to był wielki sukces, gdy zrobił to sam – tłumaczy dyrektor. Uczą się nie tylko dzieci, ale i dorośli. – One są miernikiem, jakimi jesteśmy ludźmi. Pokazują nam, czego w nas nie akceptują, w jakim obszarze powinniśmy się zmienić. To naprawdę pomaga. Czasem trzeba zastanowić się nad sobą – dodaje Iwona Krakowiak, wicedyrektor.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy