Około 200 osób przyjechało do Słupska na 67. zjazd Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych.
Takie zjazdy odbywają się trzy razy w roku w różnych miastach Polski. Młodzież przygotowuje się w ten sposób do wakacyjnych akcji: Salezjańskiej Pielgrzymki Ewangelizacyjnej oraz rekolekcji Pustynia Miast. - To część formacji, a także okazja, by się spotkać, modlić i bawiąc się chwalić Pana Boga oraz zapraszać innych do wspólnoty. Każdy zjazd to okazja przede wszystkim do pogłębienia swojej relacji z Chrystusem. Do tego, by się nawrócić i swoim doświadczeniem wiary podzielić się z innymi - wyjaśnia ks. Krzysztof Rudziński SDB, koordynator zjazdu SWE.
Jak mówi, niełatwo dziś zachęcić młodzież do wyjścia z domu. - Często jest tak, że im się nic nie chce. Nie wychodzą z domu, bo wydaje im się, że wszystko, czego potrzebują, znajdą przed komputerem. Młodzież jednak potrzebuje wspólnoty, dlatego staramy się, żeby mieli tę możliwość - dodaje salezjanin.
Przez trzy dni zjazdu młodzież miała okazję nie tylko wspólnie się modlić, ale też posłuchać konferencji moderatorów i egzorcysty. W ramach zjazdu odbył się również Marsz dla Jezusa na słupskich ulicach i osiedlach, w czasie którego młodzi ludzie modlili się za mieszkańców. W sobotnie popołudnie kibicowali swoim księżom, którzy stanęli do walki z samorządowcami w meczu piłki nożnej, a wieczorem wzięli udział w koncercie zespołu „Bethel”.
Wygrali księża salezjanie (niebieskie stroje) wynikiem 11:3 Justyna Steranka /GN Paulina Michalkiewicz ze Słupska najpierw poszła na Salezjańską Pielgrzymkę Ewangelizacyjną, a potem trafiła do wspólnoty. - Mówi się, że młodzież jest zła, a mi najbardziej podoba się tutaj to, że udowadniamy, że tak nie jest. Jesteśmy tu razem, a kiedy przychodzi czas adoracji, to widać, że umiemy się modlić i tworzyć wspólnotę. Po ludzku tworzą się między nami przyjaźnie, ale to nie wszystko. Człowiek rozwija się też duchowo - przyznaje. Jej zdaniem, nie jest łatwo świadczyć o Panu Bogu na co dzień. - Ci, co nie wierzą, często potrafią zgasić tego, który wierzy. Nie zawsze uda się zareagować czy opowiadać o Panu Bogu, ale nie o słowa tu chodzi, tylko o zachowanie, które przemawia o wiele bardziej - dodaje.
Justyna Soroko ze Szczecina zaczęła przygodę ze wspólnotą również od pielgrzymki. - Poznałam tu wspaniałe osoby, z którymi mogę się czuć swobodnie. Nikt nie wstydzi się Boga, jesteśmy tu naprawdę razem, wszyscy dla wszystkich - dzieli się.
- Ta wspólnota zmienia wiele w człowieku, bo cały pogląd na świat i ludzi. Uczymy się tu dystansu i miłości do drugiego człowieka, ale też cierpliwości. Będąc tu z ludźmi z różnych miejsc Polski mamy okazję uczyć się też akceptacji dla innych poglądów i sposobu bycia, bo każdy człowiek jest inny, a jest nas tu naprawdę sporo. Przebywając z tymi ludźmi, poznając ich, nie da się ich nie kochać. Jesteśmy jedną rodziną - mówi Monika Bartyzel z Kobylnicy.