Koszalińscy radni uczcili przypadającą w tym roku setną rocznicę urodzin kard. nom. Ignacego Jeża nadzwyczajną sesją.
Podczas niej oddali hołd pierwszemu ordynariuszowi diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej a zarazem honorowemu obywatelowi miasta.
W uroczystości w koszalińskim ratuszu udział wzięli m.in. biskupi diecezji, proboszczowie koszalińskich parafii, parlamentarzyści i samorządowcy oraz mieszkańcy miasta.
- Był jasny i zdefiniowany, ale przez cudowną dialogiczność własnej postawy potrafił nawiązywać rozmaite kontakty i przy różnicy spojrzeń zawsze niezmiennie szanować drugiego człowieka. Zostawiał nam ślady, który uczą, jak być człowiekiem – mówił o zmarłym przed siedmioma laty kardynale bp Edward Dajczak.
- Trudno się oprzeć wrażeniu, że życiorys kard. Ignacego Jeża byłby doskonałym scenariuszem filmowym. Dwie wojny światowe, czasy komunizmu, stan wojenny. A na tym tle wielki człowiek: przedwojenny harcerz, więzień obozu koncentracyjnego, uczestnik Soboru Watykańskiego II, organizator i pierwszy biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, przyjaciel św. Jana Pawła II, a na dodatek kawaler przyznawanego przez dzieci Orderu Uśmiechu. Mimo doświadczeń, które niejednego potrafiłyby złamać, nie stracił wiary w Boga i wiary w ludzi. Jak sam mówił, życie to swego rodzaju przygoda, w którą kieruje Bóg. Z tej przygody trzeba wyciągnąć to, co najlepsze – zauważał prezydent Koszalina Piotr Jedliński.
Bogaty życiorys kardynała nominata przypominał w swoim referacie publicysta Jerzy Walczak, autor książki „Biskup Uśmiechu”.
Swoimi wspomnieniami z pierwszych spotkań z bp. Ignacym Jeżem dzielił się także bp Edward Dajczak.
- Byłem nastoletni uczniem techniku w Gorzowie, kiedy biegałem do katedry posłuchać, co biskupi przywieźli z Soboru. Lubiłem słuchać bp. Jeża, bo pry bardzo poważnej refleksji było w nim ogromnie dużo pogody. Potem, jako kleryk słuchałem jego konferencji. Był taki moment, w który popatrzył na nas i zapytał: co wy rozumiecie z niedostatku i głodu? Kiedy jest tak, że niczego już do jedzenia nie ma i nie ma żadnej nadziei, to wtedy się wie, co to jest głód. I wtedy sprawdza się człowiek. W epoce kultu konsumenckiego życia te słowa brzmią jak uderzenie gromu. Otwieraliśmy szeroko oczy ze zdumienia, kiedy stał przed nami i mówi, że nie może powiedzieć, żeby w jego życiu w obozie nic dobrego się nie stało. Nigdy nie słyszałem takich słów o obozie koncentracyjnym. W tym przerażającym miejscu ludzie przerastali to piekło, przerastali tym, co w człowieku jest mocne. Zapamiętałem tę lekcję sprzed 40 lat. Wielkość człowieka polega także na tym, że potrafi drugiemu odsłonić coś tak istotnego, że ten zabiera to w drogę i wie, że dostał dar – mówił biskup.
Wspominał także swoje pierwsze wejście do koszalińskiej katedry i prośbę o błogosławieństwo pierwszego biskupa diecezji, którą obejmował.
- Rozmawialiśmy potem niezwykle poważnie i odkryłem, że ten ślązak miał tu na Pomorzu swoja małą ojczyznę. Sposób w jaki mówił i to, co mówił o tej ziemi do biskupa, który zrobił na niej zaledwie kilka kroków, pełne było miłości, którą chciał się ze mną podzielić – wspominał hierarcha.