W koszalińskiej katedrze odbył się pogrzeb śp. ks. Jana Borzyszkowskiego.
Koszalin, 28 czerwca: pogrzeb śp. ks. Jana Borzyszkowskiego Justyna Steranka /GN Mszę św. koncelebrowali wszyscy biskupi koszalińsko-kołobrzescy i prawie 90 kapłanów, także spoza diecezji. Eucharystii przewodniczył bp Edward Dajczak, a homilię wygłosił bp Krzysztof Zadarko.
- Ks. Jan niczego nie nakazywał, ale dawał swoją postawą jasne wskazówki, jak być dobrym kapłanem. Od umiłowania kapłaństwa nic nie mogło go odłączyć - mówił o zmarłym bp Zadarko. - Tylko wiara w zmartwychwstałego Pana rodzi w sercu jego apostołów przekonanie, że nie ma alternatywy, jest albo wielka posługa Chrystusowi do samego końca, albo poddanie się trudnościom, rezygnacja czy nawet ucieczka. W sercach apostołów takich, jak ks. Jan, alternatywa znikała. Pozostawała tylko zawsze wierna służba. On żył w tym przekonaniu przez całe swoje kapłańskie życie - dodał.
- Ludzie, których Pan Bóg postawił na drodze jego kapłańskiego życia, czekali na jego posługę, bo szukali odpowiedzi na pytanie, gdzie jest Bóg. Uznał za swoje słowa św. Pawła Nic nie może nas odłączyć od miłości Chrystusowej. Możemy na nie spojrzeć jako na klucz do zrozumienia tajemnicy jego życia z Bogiem, życia całkowicie oddanego tylko kapłaństwu i Kościołowi - mówił bp. Zadarko.
- Ks. Jana nic nie odłączyło od miłości Chrystusowej: ani starta rodziców w wieku 4 lat, ani jego kapłańska posługa naznaczona nękaniem komunistycznej władzy i służby bezpieczeństwa, która specjalizowała się w inwigilacji i prześladowaniu duchowieństwa i całego Kościoła w Polsce. Nie odłączyły go kolejne wyzwania, ani zadania, które miał do wykonania - przypomniał biskup.
Bp Zadarko nazwał ks. Jana niezłomnym pasterzem i patriotą. - Był zawsze wierny nie tylko służbie Kościołowi, ale też „Solidarności”, zwłaszcza wtedy, gdy została wykreślona ze świadomości Polaków przez komunistyczny reżim. Był wierny Sybirakom, kombatantom oraz wielu ludziom w Koszalinie, którzy czuli w nim wielkiego obrońcę w chwilach trudnych. Okazywał się wtedy być pasterzem, który ocala swoją owczarnię przez wilkami, przed niebezpieczeństwem i jasno i konkretnie wskazuje drogę, jak dalej iść. Ufając tylko tej jedynej prawdzie, która jest w Chrystusie, opowiadał o miłości Boga do człowieka, która jest ukryta w Kościele. Jego patriotyczne kazania, zwłaszcza w stanie wojennym, były dla całego Koszalina jak pochodnia w ciemnościach. Był spowiednikiem dla wielu, a w ostatnich latach stawał się powoli mężem boleści. Jego przechodzenie do domu Ojca do końca związane było z wiarą w moc modlitwy kapłańskiej, szczególnie tej przy ołtarzu. Kiedy nie mógł stanąć już przy nim, leżał i recytował z pamięci całe fragmenty Mszy św. Możemy być pewni, że ks. Jan znalazł się na końcu drogi, którą świadomie wybrał, którą wiernie szedł, którą wszystkim nam z miłością wskazywał. Znalazł się w końcu w odwiecznej miłości Ojca, z której go już nikt nigdy nie oderwie - mówił biskup.