Msze św. w jego intencji odbyły się m.in. w koszalińskiej katedrze, kołobrzeskiej bazylice, na Górze Chełmskiej, w Słupsku i w kilku innych miejscach. To z okazji jego 100. urodzin.
Koszalin, 31 lipca. Msza św. w intencji bp. Ignacego Jeża Justyna Steranka /Foto Gość Mszę św. w intencji bp. Ignacego Jeża odprawiało w koszalińskiej katedrze ponad 20 kapłanów, wśród których był m.in. bp senior Tadeusz Werno. Eucharystii przewodniczył bp Edward Dajczak. - Bp Jeż rozpoczął pisanie historii naszej diecezji. Mamy wobec niego ogromny dług wdzięczności. „Przebaczam, więc jestem” - te słowa opisują go najlepiej - mówił bp Dajczak w homilii.
Biskup nawiązał też do pobytu bp. Jeża w obozie koncentracyjnym, do którego trafił 5 lat po święceniach. Stało się tak, ponieważ młody ks. Ignacy odprawił Mszę św. w intencji ks. Józefa Czempiela, dziś błogosławionego, który zginął w tym obozie. - Był człowiekiem radości, cieszył się życiem, ale wiedział jednocześnie, co znaczy krzyż. Wiedział to aż do bólu. Przekonywał ludzi, że trzeba być wrażliwym i mieć serce, a o swoim pobycie w Dachau mówił, że to był czas, który przyniósł w jego życiu także dobro. Nie myślał o oprawcach, ale o ludziach, którzy w tym ziemskim piekle umieli dzielić się miłością. Ocierał się o śmierć wiele razy. Do obozu trafił z powodu szacunku i miłości do człowieka - dodał biskup.
W obozie ks. Jeż poznał ks. Józefa Kentenicha, założyciela Ruchu Szensztackiego (później był wieloletnim protektorem i opiekunem Ruchu Szensztackiego w Polsce). M.in. to spotkanie przyczyniło się po latach do decyzji o powierzeniu Góry Chełmskiej właśnie siostrom szensztackim.
Bp Jeż całe życie był przekonany, że czuwa nad nim Boża Opatrzność. - Przez wszystkie wydarzenia przeprowadził go Bóg, dlatego zdefiniował swoje życie jako "przygody z Opatrznością". Tego mamy się od niego uczyć. Czasem wystarczy, że się pójdzie pod prąd własnych planów. Pójść po to, żeby przyjąć plany Boga, które zawsze kierują nas do drugiego człowieka, prowokują, byśmy działali dla wspólnego dobra i niczego nie zatrzymywali dla siebie - tłumaczył pasterz diecezji. - Musimy pisać dalej tę historię. Ta wspólnota ludzi, która tu żyje od wojny, nie zdążyła jeszcze dobrze zapuścić korzeni. Jednak to wspólne budowanie zaczęło się z pewnością dzięki bp. Jeżowi. On w każdej sytuacji, tamtej politycznej, miał otwarte ramiona i zawsze szukał z ludźmi jakiegoś porozumienia. Choć pochodził ze Śląska, właśnie tę ziemię uczynił swoją ojczyzną. To nasz człowiek i nasza historia - mówił bp Dajczak.