Do Kołobrzegu przyjechały zespoły ludowe z różnych stron świata, by wziąć udział w XXIII Międzynarodowych Spotkaniach z Folklorem.
„Interfolk” to impreza, która wpisuje się w kołobrzeski kalendarz wakacyjnych imprez od wielu lat. Przez pięć dni, od wtorku do soboty, reprezentanci różnych krajów i kultur będą pokazywać ludowe tańce i pieśni.
- Poznawanie folkloru innych stron świata i grup etnicznych jest interesujące. Ten festiwal sprawia, że możemy mieć kontakt bezpośredni z różnymi kulturami, stąd koncerty i spotkania na scenie plenerowej. Są animacje, gdzie można podejść, poćwiczyć tańce z zespołami, są też gry i zabawy ludowe. Można z nimi porozmawiać i porobić zdjęcia - wylicza Tadeusz Kielar, dyrektor Regionalnego Centrum Kultury w Kołobrzegu, które organizuje „Interfolk”. - Takie spotkania powodują, że mamy kontakt z drugim człowiekiem, czasem z obcym. Przyjeżdżają tu zespoły z całego świata i okazuje się, że folklor jest interesujący, a ludzie z zagranicy są bardzo podobni do nas. Mają podobne marzenia, aspiracje, chcą miłości, przyjaźni i kontaktu, spotkania z drugim człowiekiem. To jest idealna formuła, żeby wszystkie te aspekty połączyć - dodaje.
Jego zdaniem, tradycja ludowa to powód do dumy. - Nasze korzenie to element trwały, który nas buduje także tu i teraz. Nie ma przyszłości bez naszej historii. Im więcej wiemy o innych, tym mniej się ich boimy, tym bardziej jesteśmy otwarci, tym bardziej można zawiązać przyjaźnie i zrozumieć inne nacje. „Interfolk” to idealna okazja do tego, żeby w takiej przyjaznej atmosferze poznać inne narody - mówi.
W tym roku do Kołobrzegu przyjechały zespoły z: Chorwacji, Tajwanu, Armenii, Węgier i Białorusi. Nie zabrakło też Polaków.
Zespół "Zora" z Chorwacji zaprosił na scenę widzów Justyna Steranka /Foto Gość Teodora z Chorwacji przyjechała z zespołem „Zora” z miasta Opatija. Jej przygoda z folklorem zaczęła się już jak była nastolatką, jednak dopiero kilka lat temu znów wróciła do swojej pasji. - Kiedy człowiek się zachwyci czymś pięknym i potem tego spróbuje, to można się w tym zakochać. Ze mną tak właśnie było. To nie jest żaden biznes dla nas. Nie zarabiamy w ten sposób pieniędzy, bo tańczymy i śpiewamy za darmo. Jesteśmy amatorami i nie spodziewamy się niczego specjalnego, żadnych korzyści. Czerpiemy z tego po prostu przyjemność. Po występie jesteśmy zmęczeni, ale nie to jest najważniejsze. O zmęczeniu się zapomina. Jesteśmy wtedy po prostu szczęśliwi - przyznaje.
Do zespołu należy kilkanaście osób. Są jak jedna rodzina. - To piękne, że możemy być razem i podróżować. Zdarzają się między nami nieporozumienia, ale dajemy sobie radę, umiemy je skutecznie rozwiązywać. Nasz choreograf jest dla nas jak ojciec. Słucha nas, jest wyrozumiały. Kiedy mamy jakiś problem i przychodzimy na próbę, to zapominamy o tym, co trudne. Kiedy jest potrzeba, rozmawiamy ze sobą też o swoich trudnościach - mówi.
Oprócz europejskich zespołów, na „Interfolk” przyjechali też goście z odległych krajów. - Jestem zawodową tancerką, tańcem zajmuję się od dziecka. Czuję się bardzo szczęśliwa, kiedy występuję. Jeździmy po całym świecie, ale w Polsce jestem pierwszy raz - mówi Doris z grupy „Yuan-Yuan” z Tajwanu. - Interesują mnie bardzo występy innych zespołów. Widziałam takich, którzy w czasie tańca niemal cały czas się kręcili w kółko. To było urocze - uśmiecha się. Przyznaje też, że taniec jest bardzo ważny dla Tajwańczyków. - To zawsze była istotna część naszej kultury. Jestem dumna z mojego kraju i z tego, co prezentujemy - mówi.
„Interfolk” potrwa do soboty. Program imprezy można znaleźć tutaj.