Choć z każdym rokiem na uroczystościach i okolicznościowych spotkaniach stawia się ich coraz mniej, od ćwierć wieku wielu kołobrzescy żołnierze Armii Krajowej z dumą wkłada biało-czerwone opaski na ramię.
Dokładnie 25 lat temu powstało kołobrzeskie Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Weterani Polskiego Państwa Podziemnego i członkowie ich rodzin wczoraj uczestniczyli we Mszy św. w bazylice odprawionej w intencji żołnierzy AK.
Dzisiaj uczcili ten jubileusz na kołobrzeskim cmentarzu wojennym, składając kwiaty pod pomnikiem i odmawiając modlitwę nad grobami swoich kolegów.
- Jedyną wówczas organizacją kombatancką był ZBOWiD, a jego szefami byli albo szefowie Służby Bezpieczeństwa albo wyznaczeni przez nich ludzie, którzy także mieli „chlubną” przeszłość walki z bandami przestępczymi, czyli… z Armią Krajową. Ot, takie szyderstwo historii - wspomina chwilę powołania do życia kołobrzeskiego Koła jego przewodniczący Janusz Orszt, major w stanie spoczynku.
- Założenie koła nie było proste, wymagało małej utarczki z bezpieką. Od towarzysza pułkownika usłyszałem nawet, że szukam guza. Ale się udało. W sali konferencyjnej szpitala, gdzie mieliśmy się spotkać, powiesiłem na ścianie godło. Orzeł jeszcze miał gołą głowę, ale dorobiłem mu z modeliny koronę. Dokładnie 25 lat temu, o godz. 10 po raz pierwszy po wojnie spotkała się nas ponad setka byłych żołnierzy Armii Krajowej. Jaki to był klimat? No taki, że rozglądaliśmy się jeszcze z lekkim niepokojem wokół siebie, ale uspokoiłem kolegów, że pod szpitalem nie czekają na nas suki ZOMO-skie - śmieje się.
Wacław Kowgier cieszy się, że może dzisiaj z dumą wkładać mundur polskiego żołnierza z kapitańskimi gwiazdkami na naramiennikach. - Nie da się powiedzieć, co czuję dzisiaj wkładając mundur. Wzruszenie takie, że aż w gardle dusi - przyznaje.
- Mnie od razu po wojnie wywieźli do Kazachstanu. 4 i pół roku tam spędziłem. Na gołych deskach, w zimnie, brudzie i robactwie. Dopiero w 1958 r. wróciłem do kraju i okazało się, że to wcale nie taka Polska, o którą walczyliśmy - mówi. Nie ukrywa, że długo musieli czekać na to, by zwrócono im żołnierski honor.
- Ale kto nam to wróci? Komuniści? Teraz już niewielu ludzi chce wiedzieć, pamiętać. A gdyby nam nie było, nie było by Polski - dodaje.
- Wielu z nas tego nie doczekało. Stoimy między nimi. 25 lat temu była nas ponad setka. Dzisiaj zostało nas 14 - kiwa głową Janusz Orszt.
Grzegorz Barszczak w Kołobrzegu mieszka od 1945 r. Odbudowywał zniszczone miasto własnymi rękoma.
- Jest tu 110 budynków, które stawiałem od fundamentów i jeszcze więcej tych, które remontowałem - mówi z dumą.
- Sporo nas tutaj szukało schronienia przed represjami. Wielu, jak ja, przyjechało pod zmienionym nazwiskiem. Potem też nie było bezpiecznie przyznawać się do AK-owskiej przeszłości. Łazili za nami aż do okresu „Solidarności” - wspomina. On także cieszy się z jubileuszu kołobrzeskiego Koła, choć radość tę mąci nieco brak zainteresowania ze strony młodego pokolenia.
- Dla nas to ważna uroczystość, potrzebna. Wiele się przez 70 powojennych lat zmieniło. Szkoda tylko, że nie było tutaj dzisiaj z nami młodzieży. Myślę, że wciąż potrzeba przekazywać im nasze ideały i cele, żeby wiedzieli o cośmy walczyli - dodaje.