Teatr w gimnazjum. Można narzekać, że „młodzież jest zła”. Można też spróbować przekonać ją, że wcale taka nie jest. Wystarczy pomysł i… terapia wstrząsowa.
Na długich korytarzach szczecineckiego gimnazjum już cicho, kończą się ostatnie lekcje. Tylko zza drzwi jednej klasy dobiegają wrzawa i śmiechy. – Króliczek jest potrzebny. Kto chce być króliczkiem? – pani Joasia przekrzykuje gromadę nastolatków. Natychmiast zgłaszają się chętni do kicania. – Kto będzie słoneczkiem? Ile jest motyli? Ile osób jest jeszcze bez roli? – padają następne pytania. – Mamy jeszcze stroje zebry i tygrysa – podpowiada pani Ala. – Ale skąd tygrys na łące? – zasępiają się na chwilę. – Marysiu, potrzebne jest jeszcze jakieś zwierzątko. Dopiszesz? – pyta nauczycielka. – Coś wymyślę – śmieje się nastolatka, i pierwszą próbę nad nowym spektaklem można uznać za zakończoną. Zaczęło się niewinnie. Od szkolnego projektu, który miał być sposobem poradzenia sobie z grupą uczniów „z problemami”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.