Tysiące ludzi na spotkaniach z o. Johnem Bashoborą.
Ugandyjski charyzmatyk odwiedza diecezję koszalińsko-kołobrzeską już nie po raz pierwszy. Tym razem spotkania z nim odbywają się w Koszalinie, Szczecinku i Lekowie k. Świdwina.
- Jako Szkoła Nowej Ewangelizacji chcemy dać ludziom to, co najlepsze, dlatego zapraszamy m.in. o. Johna. Widzimy, że on ma namaszczenie do głoszenia. On głosi słowo Boże z taką mocą, że Pan Bóg dokonuje przez niego wielkich dzieł. Z drugiej strony o. John naucza bardzo prosto. Mówi z serca do serca, dlatego ludzie otwierają się na niego i słuchają go. Ale to nie jest tak, że inni księża nie potrafią. Wielu księży w Polsce jest jeszcze bardziej namaszczonych niż o. John i głoszą z jeszcze większą mocą - mówi Magdalena Plucner z diecezjalnej Szkoły Nowej Ewangelizacji.
W trzydniowych rekolekcjach w Koszalinie, które odbywają się w hali sportowej przy LO im. Władysława Broniewskiego, bierze udział ponad tysiąc osób z różnych stron Polski. Wielu przyjechało do Koszalina z rodzinami, także z małymi dziećmi. Przez cały czas trwają adoracja Najświętszego Sakramentu oraz spowiedź.
- Najważniejsze jest dla mnie pogłębienie duchowe. Potrzebuję takiego spotkania z Panem Jezusem, które pozwoliłoby mi doświadczyć uzdrowienia wewnętrznego. Najbardziej przeżyłam adorację prowadzoną przez o. Johna. To jest taki moment, kiedy można spotkać się z Panem Jezusem bez słów. Ten sposób modlitwy mi odpowiada, kiedy mogę przylgnąć do Pana i bez słów Mu zaufać - mówi Małgorzata z Gdyni.
- Jestem pierwszy raz na takich rekolekcjach. Odkrywam tutaj Boga na nowo. Zawsze byłam wierząca, może okresami mniej praktykująca, ale tutaj poznaję Boga inaczej - przyznaje Maria z Koszalina.
- Przyjechałam tu z wielką nadzieją, że odnowię swoją wiarę, że może Pan Bóg pomoże mi rozwiązać pewne problemy, że doświadczę łaski Bożej - dodaje Joanna z Warszawy.
Ojciec J. Bashobora znany jest jako kapłan, którego nauczaniu towarzyszą także znaki. Wielu ludzi twierdzi, że doznało uzdrowienia, także fizycznego, dzięki modlitwie ugandyjskiego księdza. Bywa, że to właśnie sława "uzdrowiciela" przyciąga niektórych na spotkania z afrykańskim duchownym.
- Mam nadzieję, że jakakolwiek przyczyna przyciągnie ludzi na te rekolekcje, nawet jeśli będzie to chęć doświadczenia sensacji, to Pan Bóg jakoś się tym posłuży. Na takich rekolekcjach zdarza się, że ujawniają się osoby zniewolone złym duchem. Niektórzy pamiętają potem tylko takie rzeczy, że ktoś krzyczał czy leżał na ziemi. Tak się zdarza. Niektórzy ludzie mają takie podejście do o. Johna, jak do uzdrowiciela. Myślą, że on przyjdzie, nałoży ręce, prąd po mnie przejdzie, poczuję dreszcze i chcę jeszcze. Jeśli ludzie mają taką motywację, nie trzeba się na nich denerwować, tylko przyjąć ich i prosić Boga, żeby ich przekonał, że jest inaczej, że nie o to chodzi - podkreśla M. Plucner.
Przedstawicielka SNE wyjaśnia także, dlaczego chętni na spotkania z o. Johnem muszą wykupić wejściówkę: - Robimy zawsze kosztorys wstępny. Cena wejściówki ustalona jest tak, żebyśmy mogli pokryć koszty wynajęcia hali, krzeseł, akustyka itd. Koszty są naprawdę spore. Część pieniędzy przeznaczona jest też na misję dla ojca, choć on sam o tym nigdy nie wspomina. Organizując tego typu spotkania, nie chcemy się bogacić, ale jednocześnie zrobić to "na bogato", czyli z gestem, profesjonalnie, żeby każdy czuł się dobrze.
W sumie w spotkaniach w Koszalinie, Szczecinku (27-29.01) i Lekowie (30.01-01.02) weźmie udział ponad 2 tys. osób. Spotkania w całości transmituje diecezjalna telewizja internetowa "Dobre Media".