Rok św. Józefa. Jest 7 rano. 16 młodych mężczyzn zmierza korytarzami starego poklasztornego budynku do kaplicy. Pochodzą z różnych krajów, ale wszystkich połączyło na ten rok jedno: pragnienie rozpoznania powołania.
Niektórzy są już po studiach, a nawet po latach pracy w różnych zawodach, ale niepokojąca myśl, że to, co robią w życiu, to jeszcze nie to, kazała im porzucić wszystko i dowiedzieć się, do czego powołuje ich Bóg. Na tym polega Rok św. Józefa, odbywający się w belgijskim Namur. – Pracowałem w różnych firmach: w telemarketingu, w salonie samochodowym, w Caritas – wymienia Grzegorz Różański z Koszalina. – Czułem jednak, że to wszystko jest doraźne, nie na zawsze. Ale nie zrobiłem żadnego kroku, żeby przekonać się, co jest moją drogą. Aż ubiegłej wiosny wszystko nagle nabrało tempa. Kilka rozmów, trochę osobistych wydarzeń i w trzy tygodnie podjąłem decyzję, na którą nie mogłem zdobyć się przez poprzednie dziewięć lat. Jak wariat załatwiałem formalności, porządkowałem sprawy, które miałem zostawić, by z początkiem lipca wyjechać do Belgii. Czułem, że albo teraz, albo nigdy. Grzegorz przyznaje, że nie był wolny od obaw. Również jego najbliższym – rodzinie, przyjaciołom – trudno było przyjąć tę nagłą decyzję. – Z jednej strony czułem radość i pokój – wspomina Grzegorz – z drugiej była niewiadoma. Ale już po tygodniu pobytu w Belgii napełniło mnie takie szczęście, jakbym przeprowadził się do kawałka nieba. Decyzja była o tyle trudna, że być może pociągnie za sobą kolejne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.