Ponad 700 biegaczy uczciło w Koszalinie pamięć o żołnierzach wyklętych.
Koszalin po raz pierwszy dołączył do grona miast, które zapraszają do obchodzenia Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych na sportowo.
Mimo przenikliwego zimna na linii startu pod ratuszem miejskim zameldowało się 720 osób, wśród nich wielu młodych ludzi, a nawet całe rodziny.
– Zaskoczyła nas ilość chętnych, których byłoby znacznie więcej, ale po tygodniu, ze względów organizacyjnych, lista została zamknięta – cieszy się Marcin Maślanka z Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”, która współorganizowała przedsięwzięcie.
W tym roku pasjonaci historii, którzy od kilku lat starają się przywoływać w regionie pamięć o bohaterach niepodległościowego podziemia postawili na sport. Z pomocą przyszło im Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej.
– To profesjonaliści w organizowaniu takich imprez. Oni znają się na bieganiu, my na historii, więc połączyliśmy siły – dodaje Marcin Maślanka.
Jak zauważa sportowa impreza to okazja, by z przekazem historycznym docierać do nowych środowisk. Rekonstruktorzy opowiadali o żołnierzach wyklętych, rozdawali ulotki, prezentowali także umundurowanie i uzbrojenie podziemnej armii. Przygotowali także prezentację o bohaterach, która wyświetlana była na ścianie frontowej ratusza.
– Dotychczas na nasze rekonstrukcje czy lekcje przychodzą ludzie, którzy w jakimś stopniu w większości interesują się historią czy militariami. Wielu z ludzi, którzy wzięli udział w dzisiejszej imprezie, to ludzie, którzy przyszli tylko pobiegać, a nie dotykać historii. Ale dzięki biegowi można im sporo treści „przemycić”, zasygnalizować i zaprosić do zgłębiania tematu – podkreśla.
Zawodnicy koszalińskiego biegu „Tropem Wilczym” starowali na dwóch dystansach: 10 kilometrowym i liczącym 1963 m.
– To symboliczna liczba nawiązująca do roku zamordowania ostatniego żołnierza wyklętego Józefa Franczaka „Lalka” – wyjaśnia Paweł Bojanowski, jeden z młodych biegaczy. Razem z nim pod koszaliński ratusz przyszli jego rodzice i młodsza siostra Marysia. Zgodnie przyznają, że historia jest dla nich ważna, a pomysł oddania hołdu bohaterom poprzez bieganie jest jak najbardziej trafiony. – Można dobrze się bawić, a zarazem pokazać innym, że to wyjątkowy dzień – mówią państwo Bojanowscy.
Dla wielu biegaczy w charakterystycznych koszulkach z wizerunkami żołnierzy wyklętych mniej liczyły się wyniki, bardziej chęć upamiętnienia bohaterów.
Magdalena Hałajko przebiegła liczącą 1963 m trasę pchając przed sobą wózek z Lilianną i Mateuszem. Towarzyszył im też pies. – To nasz pierwszy wspólny bieg i cieszę się, że w dodatku w tak ważnej sprawie – przyznaje.
Na krótszy dystans zdecydował się również o. Marek Kiedrowicz, franciszkanin z koszalińskiej parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. – Ja jestem zupełnie niebiegający. Nawet więcej: nie lubię biegać! Ale myślę sobie, że warto ponieść taką „ofiarę”, żeby uczcić tych, którzy ponieśli nieporównywalnie większą ofiarę za naszą Ojczyznę – przyznawał przed startem.
Dla tych, którzy wolą nieco wolniejszy sposób przemieszczania się rekonstruktorzy przygotowali także spacer po mieście śladem żołnierzy wyklętych. Podczas niego można było odwiedzić m.in. dawne siedziby Urzędu Bezpieczeństwa, w których przetrzymywano i katowano żołnierzy podziemia niepodległościowego, dawną siedzibę Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, gdzie tworzyła się siatka V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej czy miejsce, w którym oddział Zdzisława Badochy „Żelaznego” dokonał brawurowej akcji rekwizycji w Banku Rolnym.