30 małżeństw z Domowego Kościoła ze Słupska i Ustki spotkało się na dniach skupienia w koszalińskim CEF.
- Nie wszystkie małżeństwa są w stanie wyjechać na dłuższe rekolekcje, dlatego organizujemy dla nich w Wielkim Poście i Adwencie dni skupienia - mówi Iwona Sapowicz, która wraz z mężem Pawłem tworzy parę odpowiedzialną za Domowy Kościół w rejonie słupskim. - To wymaga dużo trudu, finansów, wyrzeczeń, ale przynosi bardzo dobre owoce. Kiedy już uda nam się oderwać od codziennych zajęć, środowiska, w którym na co dzień żyjemy, kiedy spakujemy tę małą walizeczkę i przyjedziemy, to okazuje się, że zyskujemy czas dla Pana Boga.
Temat spotkania, który zgromadził małżonków, to „Kochać ubogich”. Rodziny słuchały nauk o tym, jak dzielić się swoimi dobrami. W konferencjach głoszonych przez ks. Grzegorza Szewczaka mogły dowiedzieć się, czym jest miłość, co różni ją od uczuć. W dialogu małżeńskim każda para omawia między sobą, jak otworzyć się na bliźniego, jak wspólnie pojmować miłość do drugiego człowieka, jak wspierać się w konkretnych działaniach na jego rzecz.
Grupie rodzin towarzyszył ks. Wiesław Prądzyński, salezjanin ze słupskiej parafii pw. Świętej Rodziny.
Państwo Sapowiczowie, choć małżeństwem są od 23 lat, mówią że w Domowym Kościele są krótko, bo tylko 6. - Są pary, które od początku małżeństwa są w Domowym Kościele - powiedziała I. Sapowicz. - My dość długo się przed tym broniliśmy, bo wydawało nam się, że jesteśmy wystarczająco blisko Kościoła. Ale w końcu Pan Bóg znalazł na nas sposób, zaprosił nas przez znajomą, która cierpliwie namawiała nas na pierwsze spotkanie. Na pierwszych rekolekcjach ewangelizacyjnych w Lipiu doznaliśmy szokowego nawrócenia i od tamtej pory cały czas w tym trwamy. W tym roku zostaliśmy parą odpowiedzialną, to też był szok. Nie wiemy, co jeszcze Pan Bóg nam przygotował, ale cieszymy się, że możemy służyć innym.
Obowiązki dzielą między sobą - pani Iwona wykonuje niezbędne telefony, przeprowadza rozmowy, pan Paweł idzie po gałęzie, tnie świeczniki, drukuje śpiewniki, robi wizytówki. - To jest ta siła małżeństwa - przekonuje pani Iwona - i dlatego odpowiedzialnym nie może być jedno z małżonków, ale właśnie oboje. No i oczywiście pomagają nam inne małżeństwa, to nasze wspólne dzieło.