W Wielką Sobotę na ulicach prowadzących do kościołów nagle robi się tłoczno. Mieszkańcy miast i wsi, którym przez cały rok było do kościoła parafialnego nie po drodze, nagle ją odnajdują. O tradycyjne przeżywanie tego dnia pytamy biskupa Edwarda Dajczaka.
- Zjawisko święconki w naszej polskiej tradycji to ewenement - odpowiada biskup. - Jest to potwierdzenie, że w człowieku wciąż coś się tli, nawet jeżeli wiary jest niewiele. No bo po co miałby iść ze święconką do kościoła? Przecież mógłby zupełnie spokojnie ograniczyć się do przygotowań zawartości koszyczka w domu. A jednak wychodzi z domu, przychodzi do kościoła. Jest to forma tlącej się tradycyjnej religijności i jeśli, niestety, na święconce się kończy, to ma przynajmniej tę wartość, że w rodzinie jeszcze pamięta się o Wielkanocy, składa się nawzajem życzenia, dzieli się jajkiem jako symbolem życia. To wciąż jest jakaś wartość. I choć nie jest to jeszcze wiara w Zmartwychwstałego, to mimo wszystko dobrze że ona jest, bo może się zdarzyć, że ktoś od tej święconki pójdzie głębiej.
Biskup zwrócił uwagę, że sam wystrój kościoła, obecność Grobu Pańskiego, tradycja zatrzymania się przy nim na chwilę modlitwy, możliwość wyspowiadania, są takimi szansami, by poddać się łasce Bożej.
- Warto wykorzystać duszpastersko zjawisko wędrowania katolików ze święconką. I coraz więcej księży właśnie tak robi, np. odczytują fragment Ewangelii, kierują parafian w stronę Bożego Grobu, przed Najświętszy Sakrament, pozostawiają ich na modlitwie w tym miejscu. Owszem, trzeba przełamać harmider, rozproszenie, ale warto, bo może kierujemy te propozycje do osób, które wchodzą do kościoła ten jedyny raz w roku - zachęcał biskup Dajczak. - To nie jest bez wartości, gdyby ktoś zgiął kolana przed Najświętszym Sakramentem na jeden krótki moment i powiedział jedno słowo modlitwy. Sam parę razy przeżyłem takie chwile na modlitwie, gdy jedno słowo, jeden gest znaczyły bardzo wiele. W tradycji katolickiej, a szczególnie wschodniej, są praktykowane takie krótkie odezwania się do Boga. Można więc powiedzieć Bogu jedno zdanie, które potem już w człowieku zostanie.
Biskup rozumie, że wielu katolików wciąż nie zakorzeniło się w Kościele. Powtarza więc za ks. Tomášem Halíkiem: - Musimy się zgodzić na to, że w świecie tak zarzuconym informacjami i tak skołowanym, w Kościele będzie się odbywał nieustannie taki ruch, że jedni będą odchodzić, a inni powracać, że część będzie z nami na jakiś czas, a potem znowu się gdzieś zgubi, i znowu wróci. Trzeba dla tych powracających i będących w Kościele „jedną nogą”, mieć zawsze aktualną propozycję spotkania Tego, który zawsze jest w centrum Kościoła, czyli Chrystusa.