Przez długie lata w Pile nikt nie wiedział o istnieniu tego niezwykłego dokumentu ani o jego autorce. Dziś przypadają 113. urodziny pilanki Piete Kuhr, znanej na całym świecie tancerki i pisarki, która jako nastolatka stworzyła jeden z najlepszych dzienników dokumentujących I wojnę światową.
Jej postać przywołali wczoraj w Regionalnym Centrum Kultury Wiesława Szczygieł i Jan Szwedziński, którzy od lat starają się opowiadać o Piete Kuhr w jej rodzinnym mieście.
Piete, właściwie Elfriede Kuhr, w chwili wybuchu wielkiej wojny miała 12 lat. Z okien domu obserwowała wyjeżdżających z Schneidemühl na front żołnierzy i udzielał jej się entuzjazm, jaki zapanował w mieście.
- Na początku wojny, tak jak wszyscy w Pile, była pełna euforii. Miasto było udekorowane, wszyscy wygłaszali płomienne mowy patriotyczne, wszyscy gotowi byli ponosić ofiary. Piete zaczęła pisać swój dziennik za namową mamy, który podpowiedziała jej, że w ten sposób, spisując bohaterstwo niemieckich żołnierzy, będzie miała czynny udział w losach wojny. Zmieniło się to już w pierwszych wojennych miesiącach, kiedy do Piły zaczęli napływać uchodźcy z Prus Wschodnich, kiedy na dworzec przybywały transporty z rannymi lub w trumnach wracali ci, z których byli tacy dumni, wysyłając ich na front - opowiada Wiesława Szczygieł.
Dziennik Piete Kuhr to niezwykłe dzieło. Nie tylko relacja o wojnie widzianej oczami nastoletniej dziewczynki, ale także opowieść o Pile, z której nie pozostał już właściwie żaden ślad. Również o jego dawnych mieszkańcach.
- Nastolatka opisuje to, co widziała na stacji kolejowej, na której pomagała babci w kantynie Czerwonego Krzyża i w lazaretach: przypadki psychozy wojennej, leżących na słomie rannych, nieludzkie wrzaski operowanych bez znieczulenia. Opisuje też potężne problemy gospodarcze, pod którymi uginają się Niemcy, czego doświadczają cywile. Jest opis dania z dwóch oskubanych wron, które jej brat kupił na targu, jest rewelacyjny opis kobiet doprowadzonych do rozpaczy brakiem chleba, które tłuką pięściami w piekarnię i mało nie linczują próbującego interweniować policjanta, czy scena, jak Piete przemyca ze wsi jajka -- mówi Jan Szwedziński, doktor ekonomii o pasji historyka.
Piete Kuhr, nastoletnia autorka niezwykłego dokumentu opisującego Piłę podczas wielkiej wojny Archiwum Regionalnego Centrum Kultury w Pile - Do śmierci kochała to miasto. I zupełnie nie mogła zrozumieć, dlaczego Piła przestała być niemiecka. Przecież żyli tu obok siebie Żydzi, Polacy, Cyganie, Niemcy i wszystko dobrze się układało - mówi Wiesława Szczygieł.
Gdy Piete Kuhr skończyła 18 lat, wyjechała do Berlina i została awangardową tancerką znaną w całej Europie pod pseudonimem Jo Mihaly.
Naziści złożyli jej propozycję, by została Narodową Tancerką Niemiec. Nie zgodziła się i po dojściu Hitlera do władzy opuściła Niemcy już na zawsze. Wraz z mężem Leonardem Stecklem, aktorem i reżyserem, polskim Żydem, oraz córką Anją wyjechała do Szwajcarii.
- Nie miała tam pozwolenia na pracę, więc pisała, prowadziła teatr amatorski, wiele działała społecznie. Została jedną z najaktywniejszych postaci szwajcarskiej emigracji. Zajmowała się żydowskimi uchodźcami, pisała antyfaszystowskie ulotki, zakładała stowarzyszenia – opowiada Wiesława Szczygieł.
Pół wieku od zakończenia wojny Piete przypadkiem znalazła swój dziennik, który uważała za zaginiony. Został wydany w 1982 r. Nie doczekał się jednak wydania polskiego, a w rodzinnej Pile w ogóle mało kto słyszał o autorce dziennika, która zmarła 29 marca 1989 r. w Seeshaupt.
- Mało które miasto na świecie ma taki pamiętnik. A u nas nikt przez długie lata nawet nie wiedział o istnieniu tego dokumentu. Przez długi okres czasu wszystko, co niemieckie, źle się kojarzyło, potem też nie bardzo chciano pamiętać o niemieckiej przeszłości Piły, był to raczej niewygodny temat - zauważa Jan Szwedziński.
- Chyba w 1996 r. pojawił się w Pile człowiek, który tłumaczył ten dziennik na język angielski. Wylądował w muzeum i wzbudził ogromne zdumienie, pytając o Piete Kuhr. Od tego się zaczęło. Egzemplarz dziennika trafił na półkę i czekał na lepsze czasy. Jakiś czas potem Marek Fijałkowski z muzeum pokazał mi artykuł, w którym pojawiło się nazwisko Piete. Zainteresowałem się, kto to, więc pokazał mi ten dziennik. Gdy zacząłem go czytać, byłem zdumiony, dlaczego jeszcze nikt się tym nie zajął! Niewiele myśląc, zabrałem się za tłumaczenie - wspomina.
Podczas wieczoru poświęconego Piete Khur można było także obejrzeć archiwalne zdjęcia Karolina Pawłowska /Foto Gość W 2009 r. zgodę na wydanie w Polsce dziennika dała Anja Ott, córka tancerki.
- Teraz będziemy porównywać tekst tłumaczony przeze mnie z angielskiego z niemieckim oryginałem i być może jeszcze w tym roku dzienniki ukażą się drukiem po polsku - mówi Jan Szwedziński.
W ubiegłym roku stworzyli też film, w którym wykorzystano obszerne fragmenty dziennika. Trafił on do pilskich szkół.
- To jest tak niesamowita historia, że trudno jej nie opowiadać. Ten dziennik jest uważany za jeden z najlepszych dzienników wojennych napisanych przez cywila w okresie I wojny światowej. Mamy prawdziwy skarb, dla naszego miasta jest to bezcenne - podkreśla Jan Szewdziński.
Podczas wczorajszego wieczoru poświęconego Piete Kuhr fragmenty jej pilskiego dziennika wojennego czytała pochodząca z Piły aktorka Katarzyna Węglicka.