To już tradycja, że w czasie długiej majówki Wyższe Seminarium Duchowne zaprasza ministrantów naszej diecezji na kilka godzin spotkania.
To już tradycja, że w czasie długiej majówki Wyższe Seminarium Duchowne zaprasza ministrantów naszej diecezji na kilka godzin spotkania. Dziś przybyło do seminarium 530 ministrantów ze swoimi księżmi, opiekunami i ojcami.
- Pierwszorzędnym celem spotkania jest podziękowanie ministrantom za to, że są - powiedział rektor WSD ks. Wojciech Wójtowicz. - My, księża i klerycy, zapraszamy ich w podziękowaniu za ich całoroczną obecność przy ołtarzu. Ministranci są bowiem bliskimi współpracownikami księży, a to jest wielka pomoc szczególnie na małych wiejskich parafiach, których w naszej diecezji jest bardzo dużo. Ksiądz może się czuć swobodnie, kiedy ma pojechać do kościoła i wie, że ma tam grupkę chłopców, na których może liczyć.
Zjazd ministrantów służy też ich formacji. - Niełatwo dzisiaj być ministrantem. Wielu z nich opowiada, że spotykają się z tego powodu co najmniej ze zdziwieniem rówieśników. Spotkanie w takiej dużej grupie dodaje im odwagi, pokazuje, że warto być ministrantem i jak wielu ich naprawdę jest - powiedział ks. Wójtowicz.
Jako trzeci motyw zaproszenia chłopców w progi seminarium wymienił kwestię powołania. - Mamy nadzieję, że niektórzy z nich odkryją w sobie powołanie do kapłaństwa. Chcemy im umożliwić zaznajomienie się z nami, z naszym domem. Tym chłopcom, w których serca takie ziarnko powołania wpadnie i zacznie kiełkować, chętnie pomożemy, żeby właściwie się rozwijało - zapewnił rektor.
Spotkanie rozpoczęło się odśpiewaniem nabożeństwa majowego, któremu przewodniczył bp Krzysztof Zadarko.
- Ministrant to ktoś, kto jest mądry, ale ta mądrość to nie tylko wiedza poparta ocenami w szkole, ale coś więcej - powiedział biskup w kazaniu. - Ministrant stoi przy ołtarzu i próbuje naśladować Pana Jezusa. Pan Jezus jest mądry, był taki jako dziecko i zadziwiał nawet swoich dorosłych rozmówców. I właśnie ta Jego mądrość może nas przemienić.
Na zakończenie nabożeństwa uczestnicy powierzyli samych siebie, a szczególnie swoją służbę przy ołtarzu Matce Bożej.
Biskup Zadarko zachęcił ministrantów do modlitwy o powołania kapłańskie. To ważna intencja, ponieważ kapłanów w naszej diecezji jest wciąż za mało. Chłopcy, którzy mieli jakiekolwiek pytania związane z byciem kapłanem, czy też w ogóle z życiem w seminarium mogli skorzystać z indywidualnej rozmowy z ojcem duchownym WSD ks. Piotrem Skibą.
Następnie na auli seminaryjnej, która z trudnością pomieściła tak wielu uczestników, odbyło się spotkania pod hasłem „Mam talent”. Gośćmi specjalnymi, którzy prezentowali talenty otrzymane od Boga byli: skaut i introligator o. Rafał Dudek, ks. Marcin Wolanin - kapłan, piłkarz i kibic oraz Jacek Todys, mąż i ojciec, członek Domowego Kościoła, a zarazem, jako nadleśniczy z Polanowa, miłośnik lasu.
Ministraci mogli się dowiedzieć, nie tylko kim są zaproszeni goście, ale jakimi talentami obdarował ich Pan Bóg. Ks. Wolanin pokazał, jak sprawnie potrafi prowadzić piłkę przy nodze, o. Rafał zawiązał węzeł, który niejednemu skautowi pomógłby wybrnąć z trudnej sytuacji, natomiast pan Jacek wykazał się wysoką skutecznością w trafianiu szyszkami do celu.
Ks. Dariusz Więcek przywiózł czternastu z 35 ministrantów parafii pw. św. Jacka w Słupsku. - Ważne jest, by mogli spotkać się w dużej grupie i zobaczyć, że jest ich dużo więcej niż widzą to na co dzień w swojej parafii. To dobrze, że mogą przekonać się, jak wygląda seminarium, oswoić się z tym, bo kiedy w którymś z nich zacznie kiełkować powołanie, będzie im łatwiej tę myśl podjąć - powiedział.
Ks. Więcek zauważa, że służba przy ołtarzu zmienia na lepsze. - Początkowo, gdy wstępują do służby, niektórzy z nich się kręcą, rozglądają. Ale z czasem dojrzewają, poważnieją, potrafią się zachowywać nie tylko podczas liturgii w kościele, ale też podczas dłuższych wyjazdów, np. wakacyjnych. Widać, że inaczej przeżywają wolny czas niż inni uczniowie podczas szkolnych wycieczek - powiedział ks. Więcek. - Wśród tych, którzy są ministrantami widać jakieś głębsze przeżywanie rzeczywistości. Być może dzięki temu, że formuje ich samo służenie do Mszy św., potrafią, także w codziennym życiu, szybciej się wyciszyć, skupić.
Dla niektórych chłopców samo przebywanie w budynku seminarium było atrakcją. - Bardzo podobała mi się galeria ze zdjęciami księży, którzy tu się uczyli - powiedział Mateusz Mańkowski z parafii NSPJ w Słupsku. Jego kolega Mikołaj Kulawski zaważa, że spędzanie czasu w środowisku ministrantów jest lepsze niż siedzenie w domu przed komputerem. Dostrzega, że nie tylko raźniej jest być w grupie, ale że w ogóle bycie ministrantem zmienia. - Ministranci nie biją się, potrafią ze sobą rozmawiać, zamiast obgadywać się jak inni. Potrafią też upomnieć się nawzajem, gdy któryś robi coś złego - powiedział Mikołaj.
Tomasz Lisowski z Koszalina z parafii św. Kazimierza jest ministrantem od roku. Zauważa, że od tego czasu w jego życiu dużo się zmieniło, i to nie tylko częstotliwość chodzenia do kościoła. - Wydaje mi się, że to mnie wzmacnia duchowo - ostrożnie dobiera słowa Tomek. - Bardziej wsłuchuję się w Ewangelię, nie nudzę się na Mszy. Zresztą nie ma jak, bo przy ołtarzu muszę być cały czas skupiony. Jest tam dużo zajęć: rozkładanie kielicha, dzwonienie dzwonkami, podawanie ampułek - powiedział Tomek przyznając, że najbardziej lubi rozkładać kielich.
Na zakończenie spotkania grupa rekonstrukcyjne Gryf odegrała scenki rozgrywające się po zakończeniu II Wojny Światowej - oddział polskich partyzantów został wytropiony i zaatakowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Zaprezentowano mundury różnych formacji oraz broń, którą żołnierze posługiwali się podczas wojny.