- mówi mama 13-letniego Kajetana, który jest chory na... wszystko.
Anna i Paweł z Koszalina cieszyli się, że będą mieli dziecko.
Jednak kiedy Kajetan się urodził, zamiast ckliwego płaczu słodziutkiego bobaska usłyszeli smutną wyliczankę, zwiastującą trudną przyszłość: wrodzona wada układu nerwowego, epilepsja lekooporna, małogłowie... itd.
- Nie powiem, było ciężko. Moje serce zostało posiekane jak kotlet. Walczyliśmy o jego życie, próbując to jakoś ogarnąć. Szukaliśmy pomocy gdzie się dało - wspomina p. Ania.
- To było połączenie zaskoczenia z niewiedzą. Rodzi się dziecko, ale nie zachowuje się normalnie, jak inne dzieci. Człowiek nie wie, co ma robić, do kogo się zwrócić. Odsyłano nas od szpitala do szpitala. Diagnozowano, ustalano leczenie. Jednak lekarze niewiele mogli nam pomóc - mówi p. Paweł, ojciec Kajtka.
Rodzice 13-latka przeszli niezwykle trudny i przyspieszony kurs rodzicielstwa. Zmagali się nie tylko z zawiłościami służby zdrowia, z własnym lękiem, a może nawet i złością. Mieli też okres buntu przeciwko Stwórcy, pytając się Go, jak mógł dopuścić, aby Jego stworzenie aż tak się nie udało.
- W kontekście Kajtka trochę się w wierze pogubiłem - mówi szczerze Paweł. Jego żona, która też ma za sobą wiele trudnych pytań rzucanych w poczuciu bezradności w stronę Boga, dziś nie pyta już: "Po co takie dzieci żyją?".
Nie, nie uważa, że to wspaniałe, że ma chore dziecko, że nie mogło ją spotkać nic piękniejszego w życiu. Może i brzmiałoby to pięknie i pobożnie, ale p. Ania mówi szczerze, że dzieci już mieć nie zamierza.
Po chwili jednak dodaje: - Myślę ewentualnie o adopcji. Może kiedyś adoptujemy jeszcze jedno... chore dziecko. Mamy już przetarte szlaki. Ja już chyba nie potrafiłabym patrzeć na normę, czymkolwiek ona jest.
Jeśli ktoś chce, może uznać to za dowód na to, że miłość zmienia ludzi, a skoro chore dziecko wymaga wielkiej miłości...
Pani Sylwia z niewielkiej miejscowości pod Koszalinem idzie jeszcze dalej.
- Mam taki apel do ludzi, którzy nam współczują. Nie ma potrzeby. Można współczuć Hani, że nie może żyć tak, jak inne dzieci, bo pewnie by chciała. Ale nam to ludzie powinni zazdrościć. Proszę mi wierzyć, miłości od chorego dziecka można pozazdrościć.
Hania ma 8 lat i choruje na mózgowe porażenie dziecięce, padaczkę i dystonię. Ma dodatkowo zszytą nagłośnię, aby chronić płuca. Nie może więc mówić. Nie powie swojej mamie: "Kocham Cię".
- Ona to mówi oczami. Nie potrafię tego opisać, ale ja dokładnie wiem, kiedy ona jest wesoła, kiedy smutna, co i kiedy chce. Przez te lata nauczyliśmy się rozpoznawać jej znaki.