- mówi mama 13-letniego Kajetana, który jest chory na... wszystko.
Kajetan i Hania są podopiecznymi koszalińskiej filii Zachodniopomorskiego Hospicjum Domowego dla Dzieci.
- W całym województwie mamy pod opieką 50 dzieci, a w naszej filii koszalińskiej 16. Są to dzieci, które cierpią na choroby neurologiczne, wady genetyczne, zespoły metaboliczne, nowotwory - mówi Małgorzata Szubstarska, pielęgniarka.
- Takie hospicjum jest potrzebne, żeby dzieci mogły być w domach. Dzięki naszej pracy nie muszą przebywać miesiącami w szpitalu. Otrzymują od nas sprzęt, całodobową opiekę pielęgniarską i lekarską, posługę kapelana, a także dostęp do psychologa. Gwarantujemy im w ten sposób poczucie bezpieczeństwa - dodaje.
Potwierdzają to rodzice Kajetana. - Bez pomocy hospicjum nie moglibyśmy oboje pracować zawodowo. Nie stać by nas też było na sprzęt, który możemy wypożyczyć - mówi tata chłopca.
Na pytanie o możliwość aborcji, jak to określa tzw. ustawa aborcyjna z roku 1993, z powodu "nieodwracalnego uszkodzenia płodu", p. Małgorzata stwierdza: - Do Bartusia, który urodził się bez mózgu, jeżdżę od 2 lat. Kiedy wchodzę do domu i wołam go po imieniu, on się do mnie uśmiecha. Każdy ma prawo do życia. Żadne życie nie jest bez sensu.
Podobnie uważa Dariusz Zwoliński, anestezjolog, który pracuje dla hospicjum. Lecząc "nieuleczalnie" chorych, wiele się nauczył.
- Przychodząc do hospicjum, trzeba trochę zmienić swoje podejście do medycyny. Lekarzy uczy się leczenia, czyli pokonywania choroby. Pacjent umierający, któremu nie możemy nic zaproponować, to normalnie jest porażka lekarza. Żeby to w sobie zmienić, trzeba przejść jakąś drogę. Kiedy normalnie mówi się, że nic już się nie da zrobić, wciąż można wiele zrobić, tylko trzeba się przestawić na inne cele.
Doktor Zwoliński przestrzega przed uporczywą terapią, czyli leczeniem na siłę, gdy procedury medyczne powodują tylko większe cierpienie, ale nie przynoszą skutku terapeutycznego. Po prostu przychodzi moment, kiedy trzeba powiedzieć "tak" śmierci. Umrzeć też trzeba po ludzku i czasami to właśnie staje się celem medycyny. Jak to rozumieć?
- Nie przyspieszać śmierci, bo to byłaby eutanazja, ale po prostu godnie żyć do końca. To właśnie próbujemy robić w hospicjum - mówi lekarz.
Aborcja w tak rozumianej definicji "śmierci po ludzku" raczej się nie mieści.
Doktor Zwoliński, choć sam deklaruje się jako niewierzący, przyznaje, że wiara pomaga w przeżywaniu cierpienia, także dzieciom.
- Mieliśmy 17-letnią dziewczynę chorą na raka. Rodzina była bardzo wierząca. Bardzo uczciwie podjęta była decyzja o zaprzestaniu leczenia, które byłoby uporczywą terapią. To był nowotwór mózgu. Mama i pacjentka zaakceptowały to świadomie. To jest właśnie taka sytuacja, kiedy decydujemy się żyć do końca, nie przyspieszając jednak śmierci. Widziałem, jak ta dziewczyna się modliła, odmawiała Różaniec. To były momenty jej szczęścia. Było to dla mnie dość przejmujące, kiedy widziałem, jak ta wiara jej pomaga.
Z okazji Dnia Dziecka w Koszalinie odbył się festyn charytatywny na rzecz hospicjum dziecięcego.
Na placu obok amfiteatru można było wziąć udział w licytacjach, loteriach, zobaczyć występy artystyczne, zjeść gorący posiłek.
- To już trzeci festyn pod hasłem: "Wspólna Zabawa - Szlachetna Sprawa". Można było wylicytować np. weekendowe pobyty w Spa, obraz Krzysztofa Rapsy, koszulkę podpisaną przez Roberta Lewandowskiego, rękawice bramkarskie z autografem Jerzego Dudka, rowery, vouchery na zabiegi lecznicze i wiele innych rzeczy. Wszystko dzięki hojnym sponsorom - cieszy się Małgorzata Szubstarska.
Organizatorem festynu było Zachodniopomorskie Hospicjum dla Dzieci oraz Centrum Kultury 105.