Ponad 80 księży pożegnało w Sławnie śp. Urszulę Górską, matkę trzech kapłanów.
Synowie kapłani i pozostali bracia odprowadzają swoją matkę do grobu. Z przodu: o. Jacek Górski, dominikanin. Przy trumnie, od tyłu: ks. Robert Górski, ks. Marcin Górski - kapłani diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość 12 czerwca, piękny sławieński kościół z XIV wieku wypełniony ludźmi. W prezbiterium ledwo mieszczący się kapłani. Przy ołtarzu biskup oraz trzech braci: Jacek, Robert i Marcin Górscy.
- Rzadko się zdarza, że stoją we trzech przy ołtarzu. Ale czasami tak bywa. Cieszę się kiedy to widzę - mówiła przed rokiem w rozmowie z naszą redakcją ich mama, pani Urszula Górska.
Wszyscy przyszli po to, żeby powiedzieć: "Dziękuję". - Najpierw Bogu, ale także tej, która przeżyła coś, co szczególnie na naszym terenie jest niepowtarzalne. Z piątki jej synów, trzech zostało księżmi. Jako pasterz tej diecezji, chcę podziękować za to kapłańskie macierzyństwo - mówił bp Edward Dajczak.
Sławno to niewielkie miasteczko na skraju województwa zachodniopomorskiego. W przedziwny sposób Pan Bóg upatrzył sobie to miejsce i uczynił z niego, jak na warunki diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, prawdziwe powołaniowe zagłębie.
Ze Sławna, które liczy zaledwie 13 tys. mieszkańców, pochodzi 17 kapłanów i 11 sióstr zakonnych. Jednak to, co wydarzyło się w rodzinie Górskich przy ul. Gdańskiej, wielu zadziwia do dzisiaj.
- Jacek po maturze powiedział mi, że idzie do zakonu. Jak zareagowałam? Przyjęłam to, nie negowałam, bo czułam, że to dobra droga. Wiedziałam, że dla mnie oznacza to konieczność większej modlitwy - mówiła przed rokiem Urszula Górska.
- Kiedy pytałam Roberta, gdzie chce iść na studia to żartował i on pytał mnie, czy wolę mieć biednego inżyniera, czy bogatego biznesmena. Później przyszedł list z seminarium z informacją, że właśnie został przyjęty. W ogóle nic nie powiedział, że złożył papiery. A więc było to dla mnie wielkie zaskoczenie, ale przecież nie mogłam zabronić - śmiała się pani Urszula.
- Z kolei Marcin przed maturą przychodził i pytał, co ma dalej robić. Nawet mi się śniło, że on mógłby iść do seminarium, ale mówiłam: "Na kolana i pytaj Pana Boga". Kiedy zdecydował, przyjęłam to z pokorą.
Wielu zadaje sobie pytanie, dlaczego tyle powołań zrodziło się akurat w tej sławieńskiej rodzinie. Ks. dr Wojciech Wójtowicz, rektor koszalińskiego seminarium, zwraca uwagę na rolę łaski Bożej, która jest darmowa i której Pan Bóg udziela według nie zawsze zrozumiałych dla człowieka kryteriów.
Dodaje jednak: - Rozeznawanie powołania i przyszła jego realizacja bardzo zależy od kontekstu domowego. Widzimy to w formacji kleryków. Tam, gdzie są domy pełne miłości i wiary, tam powołanie kwitnie. Tam, gdzie nie ma atmosfery wiary, z pewnością jest trudniej.
- Chodzi o takie normalne doświadczenie miłości. Mieliśmy zawsze poczucie, że to jest nasz dom, w którym czujemy się bezpiecznie, jesteśmy kochani, akceptowani. Poza tym znaczenie miało też świadectwo wiary. Mama uczyła nas pacierza, prowadziła do kościoła, pokazywała tabernakulum. Już w wieku czterech lat, nie umiejąc wypowiedzieć tego słowa, wiedziałem, że tam jest coś ważnego, że tam Ktoś jest - opowiada ks. Marcin Górski.
Sama pani Urszula wskazywała na znaczenie gorliwej modlitwy o powołania. Była przekonana, że Pan Bóg takiej modlitwy wysłuchuje, choć nie zawsze wtedy i tak, jak człowiek by chciał.
- Myślę, że dużą rolę odegrała tutaj moja babcia. Ona zawsze modliła się w intencji powołań. Przyznała mi się kiedyś, że bardzo chciała, żeby mój brat poszedł do seminarium. Tak się nie stało, ale ona modliła się dalej. Okazało się, że Pan Bóg każdą modlitwę wysłuchuje, tylko nie wtedy kiedy sobie tego życzymy, ale wtedy kiedy On sam chce. Moich synów jest trzech, a przecież jeszcze moja siostra też ma syna księdza - opowiadała przed rokiem.
Rektor koszalińskiego seminarium zwraca uwagę na właściwe nastawienie rodziców.
- Ich otwarcie to podstawa. Znam przypadki, kiedy mamy w geście oddania, otwierały serce przed Bogiem i wręcz ofiarowywały Mu swoje dzieci. Wypowiadały nawet w okresie ciąży taką intencję, że są gotowe poświęcić te dzieci na służbę Bogu. Myślę, że Pan Bóg taką ofiarą matki nie gardzi. Mama ma prawo wzbudzić taką intencję, ale oczywiście zawsze z poważnym zastrzeżeniem, żeby Pan Bóg działał zgodnie ze swoim zamysłem - mówi ks. Wójtowicz.