Wygrały z rakiem, teraz zmierzą się z Bałtykiem. Z kołobrzeskiego portu wypłynęły dwoma jachtami, żeby pokazać innym chorym - trzeba walczyć.
Są w różnym wieku, pracują w różnych zawodach, mieszkają w różnych częściach Polski. Połączyły je choroba i idea, żeby zorganizować rejs dla osób zmagających się z nowotworem. Zrodziła się ona w głowie Magdy Lesiewicz, mieszkanki Gdańska, która swoją walkę z rakiem piersi opisuje w internecie.
- Jako osoby chore onkologicznie, utożsamiamy ten rejs z chorobą i procesem wychodzenia z niej. Tak samo, jak ciężko jest na morzu, tak samo ciężko przejść chemię, znosić skutki operacji, ale zdecydowanie warto płynąć do celu - mówi inicjatorka rejsu.
Mówią o sobie, że są onkolaskami - pięknymi, silnymi, pełnymi życia kobietami. OnkoRejsem chcą pokazać innym kobietom, że rak to nie wyrok. Z chorobą i po chorobie można żyć i spełniać swoje marzenia.
Dla Ewy Sikorskiej z Częstochowy to pierwsza w życiu przygoda na otwartym morzu. - Płyniemy po to, żeby pokazać innym kobietom, które jeszcze walczą, że można wygrać. Nawet, jeśli trzeba z chorobą zmierzyć się kilka razy, to trzeba iść cały czas naprzód. Jesteśmy normalnymi, chociaż trochę szalonymi, kobietami, które wiedzą, że życie jest piękne - mówi pani Ewa, która od 10 lat zmaga się z rakiem jajowodu.
14 onkolasek płynie do Visby dwoma jachtami - Bavarią 36 i Cobrą 41. Podczas tygodniowego rejsu będą stanowić pełnoprawną załogę, pełnić wachty i uczyć się morza od 4 doświadczonych żeglarzy - kapitanów Magdy Góreckiej i Mariusza Woźniaka oraz dwójki oficerów.
Większość z uczestniczek rejsu ma już za sobą pierwsze, nieudane podejście do pokonania Bałtyku. OnkoRejs na Gotlandię, który odbył się na przełomie maja i czerwca, został niespodziewanie przerwany. Wtedy ich jacht po 30 godzinach spędzonych na morzu zaczął nabierać wody.
- Nawet dzisiaj, jadąc do Kołobrzegu, rozmawiałyśmy w samochodzie o dwóch dziewczynach, które chciały zrezygnować z leczenia. Jedna przestraszyła się tego, co powiedział lekarz o skutkach operacji, druga była już tak strasznie zmęczona chemioterapią... Tym rejsem chcemy też pokazać, że chociaż pierwsze podejście nam nie wyszło, nie zamierzamy się poddawać. Na morzu też jest ciężko, dużo dziewczyn będzie walczyć z chorobą morską, mamy za sobą akcję ratunkową, ale nie wolno się poddawać - opowiada Magda Lesiewicz. Jak dodaje, teraz czują się nawet bezpieczniej, bo mają za sobą już jedną akcję ratunkową na pełnym morzu, więc wiedzą, że mają na kim polegać.
- Paradoksalnie to dopiero choroba pokazała mi, co jest najważniejsze w życiu. Gdyby nie zmiana optyki, nigdy nie zobaczyłabym, jaki piękny jest świat i nie spełniłabym swoich marzeń. Walczę z chorobą od 13 lat, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych - mówi Halina Nadolska, najstarsza z uczestniczek OnkoRejsu. Ma 60 lat, podróżuje, nagrywa filmy. - Jeśli rak nas nie złamał, to co może dać nam radę? Myślę, że jeszcze kilka rejsów przede mną - dodaje ze śmiechem.
Jak podkreślają onkolaski, ich rejs to też zachęta do profilaktyki nowotworowej i częstych badań.