To odruch serca – mówią parafianie z Sycewic i nie szczędzą grosza, żeby pomóc swoim sąsiadom, którzy w pożarze stracili niemal cały swój dobytek.
Nikogo nie trzeba specjalnie namawiać. Po Mszy św. przed kościołem parafialnym chyba każdy sięga do kieszeni. Dzielą się tym, co mają. – Nie wszyscy nawet znamy tę rodzinę, tylko tyle, co z ogłoszenia księdza proboszcza. Ale to nie jest istotne. Po prostu spotkało ludzi wielkie nieszczęście i trzeba pomóc. Przecież może to zdarzyć się każdemu z nas – mówi Lucyna Ostrowska z parafialnej Caritas, potrząsając puszką, do której wpadają kolejne datki. – To nie pierwsza nasza akcja dla pogorzelców, bo jak u sąsiada się paliło, to każdy pomagał, jak mógł: albo finansowo, albo dając swoją pracę. Tu ludzie są zjednoczeni – może nie wszyscy, ale większość z pewnością – dodaje Romana Piczuła, druga z kwestarek. Ewelina i Piotr Zjawińscy oraz dwójka ich małych dzieci po lipcowym nieszczęściu zostali bez dachu nad głową. Znaleźli kąt u rodziny w Pałowie, skąd pochodzi pan Piotr.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.